PRZECHADZKI 146
są w Ecrits wedle nieodwołalnej zasady, iż kobieta jest pozbawiona fallusa.
Oto pani de Maintenon pisze i oznajmia poprzez pismo, że daje resztę. Co jest tą resztą? Czy ta reszta jest? Oddaje ona resztę, której nie ma, bo przecież właśnie poinformowała swą korespondentkę, że nic jej nie zostaje, gdyż wszystko zabiera jej król. A jednak trzeba podkreślić ten paradoks, że mimo iż król zabiera cały jej czas, to coś zdaje się jej zostawać, tak jak gdyby mogła zwrócić tę resztę. „Król zabiera mi cały czas”, powiada, zatem czas ten do niej należy. Lecz w jaki sposób czas może należeć? Co to znaczy mieć czas? Jeśli czas należy, to znaczy, że słowo czas określa — na zasadzie metonimii — mniej czas jako taki niż rzeczy, którymi wypełnia się kształt czasu, czas jako kształt; jest to zatem kwestia rzeczy, które się wykonuje podczas lub rzeczy, którymi się rozporządza w ciągu czasu. Toteż czas nie należąc do nikogo w szczególności, nie może być bardziej dawany niż brany. Czas jawi się więc jako znoszący rozróżnienie między braniem i dawaniem, czyli również między dostawaniem i dawaniem, a być może też między receptywnością i aktywnością lub nawet pomiędzy byciem — doznawanym i doznawaniem doznania. Widocznie zgodnie z obiegową logiką czy ekonomią można tylko wymieniać — dzięki metonimii — brać lub dawać to, co jest w czasie. To właśnie pani de Maintenon zdaje się chcieć wyrazić na pewnym poziomie swego listu. A jednak mimo że król zabiera jej wszystko, całkowicie, czas lub cokolwiek, co czas wypełnia, coś jej zostawia, jakąś resztę, która jest niczym, skoro jest poza wszystkim, resztę, która jest niczym, lecz jest, skoro ona ją daje. I to w istocie jest co ona daje, to właśnie. Król bierze wszystko, ona daje resztę. Resztę, której nie ma, resztę, która sama siebie daje. Nie daje ona siebie komuś, gdyż jak wiadomo Saint-Cyr nie jest jej kochankiem, przede wszystkim nie jest rodzaju męskiego. Saint-Cyr jest — nader kobiecym
— miejscem, dziełem, instytucją, a właściwiej fundacją pani de Maintenon. Saint-Cyr jest nazwą instytucji dobroczynnej dla kształcenia ubogich panien z dobrych rodzin. Jego założycielka wycofała się tam
— przypomnijmy — tak: „Tak samo da się zauważyć słuszność tej nigdy nic wyjaśnionej cechy kiedy raz jeszcze pokazuje ona głębię intuicji Freuda: dlaczego mianowicie jest ona za tym, że jest tylko jedno libido: jego tekst mówi, że jest ono pojęte jako będące rodzaju męskiego”.
Wyrażenie „dać, czego się nie ma” można znaleźć u Heideggera (szczególnie w Der Spruch das Anaximander, w Holzwege. oraz gdzie indziej).
z czynnego życia i niewątpliwie poświęciła dla niej cały swój czas — zgodnie z wyrażoną przez siebie wolą — po śmierci króla w roku 1715. Czy możemy zatem powiedzieć, że sprawa odpoczynku i reszty dawanego czasu jest tajemnie związana ze śmiercią króla?
Zatem reszta, której nie ma, a która niemniej jednak jest, nie daje siebie komuś, lecz instytucji dla młodych dziewic. I nigdy nie daje siebie dosyć, ta reszta: „Resztę daję Saint-Cyr, któremu chciałabym dać wszystko". Ona nigdy nie ma dosyć dawania tej reszty, której nie ma. I kiedy ona pisze, pani de Maintenon, że chciałaby dać wszystko, należy zwrócić uwagę na literalne znaczenie jej listu, na literę jej listu (a 1’ecriture litterale de sa lettre, a la lettre de sa lettre). List ten jest niemal nieprzetłumaczalny, opiera się przekładowi z języka na język. Podkreślmy, że jest to kwestia listu, ponieważ w innym kontekście zostałoby to powiedziane inaczej. Kiedy więc pisze ona, że chciałaby dać wszystko, dopuszcza do powstania podwójnej dwuznaczności: le może być zaimkiem osobowym (chciałabym to wszystko dać — zaimek osobowy przestawiony) lub może być rodzajnikiem (przed słowem tout, które tym samym staje się rzeczownikiem — chciałabym dać to wszystko). To byłaby pierwsza dwuznaczność. Oto druga dwuznaczność: wszystko lub to wszystko można odnieść do czasu (całość którego zabiera król), jak również do reszty czasu, do czasu i do tego, co się w nim uobecnia, tym samym go wypełniając, albo do reszty i do tego, co się w niej uobecnia tak samo ją wypełniając. W tym zdaniu daje się słyszeć nieskończone westchnienie nie zaspokojonego pragnienia. Pani de Maintenon mówi swojej korespondentce, że wszystko pozostaje pragnieniem. Jej nadzieja nie spełnia się ani nie ziszcza poprzez to, co ona pozwala królowi brać ani też poprzez tę resztę, którą daje, by uczynić prezent, skoro taka wola, młodym dziewicom.
Jej pragnienie byłoby tam, gdzie ona chciałaby, w założeniu dawania czego dać nie może, tego wszystkiego, tej reszty reszty, z której nie może zrobić prezentu. Nikt nie bierze od niej tego wszystkiego, ani król, ani Saint-Cyr. Ta reszta reszty czasu, z której nie może ona zrobić prezentu, to jest to, czego pani de Maintenant (jak można by ją nazywać) pożąda, oto w istocie to, czego ona pożądała, nie dla siebie, lecz by móc ją dawać. Dla mocy dawania, być może, dla dania sobie mocy dawania. To, czego jej brakuje nie jest brakiem czasu, brakuje jej dawania w sposób wystarczający. Brak jej tej reszty czasu, która jej została i której nie może dać: z którą nie wie co robić. Lecz ta reszta reszty czasu, czasu.