rżałam do torebki, ale miałam tylko funta. Nic zamierzałam wrzucać całego funta, więc postanowiłam, że przy następnej okazji zapłacę też i za te świeczki. Przyrzekłam to sobie tak prawic, bo nic bardzo w to wierzyłam. Poczułam się winna, bo robiłam tak od dawna. Zapałałam świeczki i nigdy za nic nic płaciłam. Nawet wtedy, kiedy byłam jeszcze religijna.
— Wstawaj! Wstawaj! — Cołette potrząsała mnie za ramię. — Colm i Benedykta już tu są. Musimy iść.
— Chcę zapalić jeszcze jedną. Patrz, ta w prawym rogu właśnie zgasła... — Byłam bardzo przesądna, jeśli chodziło o świeczki.
— Nie ma czasu. Musimy już iść.
— A co ze spowiedzią?
— Chyba nic myślisz, że przyszlyśmy tu do spowiedzi?! — Cołette pociągnęła mnie w stronę ogromnych, drewnianych drzwi.
— Cóż — wahałam się zanurzając palce w wodzie święconej. — Powinnyśmy się jednak ubezpieczyć.
— Ubezpieczyć! Opowiadając grzechy tym zboczeńcom. Myślisz, że przychodzę do ojca Hognetta za każdym razem, kiedy się masturbuję? Chyba żartujesz! Przyszłam tu, żeby kupić słodycze i frytki!
Biegłyśmy całą drogę do Smartsa. O mały włos nie pobiłam kobiety za ladą, bo taka była powolna. Cały czas wydawało mi się, że Colm jest tuż za nami. Tak szybko wybierałam smaki, że w rezultacie żałowałam, że nie wzięłam mclasowo-karmclowych zamiast rumowo -maślanych.
Do szkoły wracałyśmy powoli, ale tym razem nic zauważyłam już szarego morza między budynkami ani brzydkiego łososiowego garażu. Myślałam o ukradzionych świeczkach palących się w kościele parafialnym. Pewnego dnia to się na mnie zemści. Poza tym zastanawiałam się, co znaczy „masturbować się*.
Siedziałam na łóżku Cołette i wymachiwałam nogami. Trish usiadła na podłodze. Miałam jej już trochę dosyć, bo albo była w złym humorze i mówiła nam, żebyśmy uważały, bo nas przyłapią, albo — tak jak tego wieczora — była bardzo przyjacielska i zdecydowana, żeby nic zostawiać nas ani na chwile samych.
Cołette zaczęła ostro ćwiczyć. Robiła już po sto przysiadów, pięćdziesiąt wymachów nóg, a teraz zamierzała pobić swój poprzedni rekord i zrobić dwieście skrętów tułowia.
Gapienie się na nią męczyło mnie. Leżałam na łóżku i patrzyłam na jej twarz naprężoną i wykrzywioną w grymasie — choć różowa . 1 błyszcząca, nadal wyglądała ładnie. Ubrana była w długą koszulkę, która sięgała jej do połowy ud. Pomyślałam, że wygląda wspaniale.
— Zaśpiewaj mi coś — prosiła mnie od czasu do czasu, a ja reagowałam śmiechem.
Oczywiście nic zamierzałam śpiewać. To tylko ktoś taki jak Co-lette mógł fałszować, a jednocześnie brzmieć w porządku, a nawet poprawić melodię piosenki. Tak naprawdę to miała dobry glos, ale był słaby, więc udawała, że wszystko przedrzeźnia. I wtedy ta słabość brzmiała jak coś zamierzonego.
— Ty zaśpiewaj — mówiłam.
— Dobra, za chwilę! — Cołette zaczęła ćwiczyć skręty tułowia szybciej i gwałtowniej. — Daj mi jeszcze moment. — I dalej wykręcała swoje ciało. — Do Bożego Narodzenia muszę być chuda.
Jej twarz czerwieniała coraz bardziej, a policzki stawały się na-puchnięte. 1 właśnie kiedy zaczynała wyglądać naprawdę okropnie, przestała ćwiczyć. Przez kolejne kilka minut nic mogła złapać oddechu.
| — Dostaniesz zawału serca. — Trish marudziła jak stara baba.
— Nieprawda — wykrztusiła tylko Cołette nic mogąc powiedzieć nic więcej. Po prostu stała przed nami wycierając twarz, dekolt i ramiona żółtymi chusteczkami. Nadal dyszała ciężko. — Chyba się jednak wykąpię — stwierdziła w końcu i wyszczerzyła się do Trish.
Zdjęła koszulkę. Nie miała na sobie nic oprócz bordowych majtek w Identycznym kolorze jak jej dłonie. Poczułam się zakłopotana. Nic było to nagie ciało, jakie sobie można wymarzyć. W mojej starej szkole był jeden oszklony prysznic i zawsze omijałam go z daleka.
— Jesteś takti ekshibicjonisiką — orzekła Trish i wzruszyła ramionami. — A wyglądasz jak szkielet.
Cołette wciągnęła powietrze najbardziej jak mogła i zaprezento-v^da nam swoje żebra. Wiedziałam, że jest idealna, ale nic podobało Od się, że stoi taka nagi przed nami. Czułam się strasznie niczręcz-