..... na siole rosła góra, kupa ery slrria, piętrzył się
stos, nic wiadomo, jak to dokładnie nazwać, więc góra. kupa, sterta czy stos rękopisów, manuskryptów, foliałów, szpargałów, makulatury, świstków, papierów i śmieci, całe dzieło Piotra, owe sto cztery wiersze i dwa tysiące ich odmian, wersji, przeróbek, wariantów, prób. szkiców, brulionów, korekt i mutaryj. Należało z tvm rozprawić się, uporządkować to, przewietrzyć, poskładać. wyrzucić, skreślić, zniszczyć, spalić czy co innego, ale należało coś z tym zrobić". Znalazłszy się w takiejźe sytuacji, poczułem się równie bezradny i l>czbronny jak cytowany bohater Sanatorium. Wiedziałem, co chcę „z tym" zrobić, nie wiedziałem, jak. Teraz jeszcze nie mam żadnej pewności, czy to moje jak wobec spuścizny Rafała Wojaczka jest jeśli nie uprawnione, to przynajmniej wierne jego twórczemu zamiarowi. Wątpliwości muszą pojawić się zaraz na początku: czy tytuł l 'Iwon zebrane nic jest w wypadku tej książki nadużyciem? I od razu trzeba przyznać się do jednej przewrotnej zasady, wedle której układałem teksty tej edycji: jak naj-konsekwentniej trzymać się niekonsekwencji autora, zachowując bezwzględną wierność jego zasadom konstrukcyjnym, rządzącym wydanymi przezeń książkami, a także szkicami książek. Pozorna niefrasobliwość tego wyznania może irytować, a jednak wszystkie inne próby komponowania - bardziej „obiektywne", „porządniejsze" - okazywały się fałszywe, krzywdzące Wojaczka.
By łem przekonany, że Utwory zebrane nie powinny być zaledwie katalogiem wierszy i prozy poety, który nic mógł narzekać na trudności publikacji. Drukował dużo i często. Oprósz nielicznych wierszy i poematu prozą (tak nazywał Sanatorium', wszystko, co uznał za warte ogłoszenia, zostało wydrukowane. W rozmowach kilka dni przed śmiercią nazwał swoją twórczość zamkniętą^ B marca 1971 roku napisał ostateczną wersję swojego ostatniego wiersza. Przez następne dwa miesiące niczego nie zaczynał. W |xizostawionycłi papierach nie ma ani jednej notatki, którą uznać by można za szkic czegoś