44
KATARZYNA.
Podajno stary gorzałkę! (do Szczepana ciekawie). A rebejlanty nic ci nie mówiły?
SZCZEPAN.
Gwałtu! reta! albo to raz chcieli mię wziąść do pryzonu, a od rana do nocy dawali do mnie siusy, jak do siajby, ale mieli przestraśny furchł przede mną, bo skorom jeno nos wyscyzyl, zaraz fluchtowali do Piemonteza. Brzyćkie tez to bestye, najwięcej o jednem oku. Nic nie jedzą, tylko wojackie mięso, a krew to z takim lusty-kiem piją, jako wy pani matko śnaps.
KATARZYNA.
O rany!
WOJCIECH.
A jakześ się do swoich dostał?
SZCZEPAN.
Widzicie jak Feldmarsial Radecki zbił rebej-lantów, tak tez i Majland kapitulirował, nasi wleźli do miasta, a ja narukowałem do regimentu. Poślimy potem do Brescyje i tam śtur-mowali. Tom ci tam cieku z jednego domu, Ta ćwartego śtoku rebejlanta na hof oknem wyrzucił i za to ostałem kaprolem.
WOJCIECH
(przynosi wódkę, nalewa, pije do Szczepana, poczem kolej nieustannie obchodzi).
Do ciebie Sceponku. Ale ze cię tez te insur-genty nie zjadły?