żc powinnyśmy spacerować na Świeżym powietrzu, żeby dotleniać nasze mózgi i uskrzydlać nasze dusze. Aleja wolałam leżeć w łóżku i czytać książki.
Trish zawsze mnie wtedy szukała. A tym razem nic czekała nawet do końca zajęć o czwartej. Trwała akurat przerwa przedpołudniowa. A mnie jeszcze podczas lekcji z trudem udawało się utrzymywać otwarte oczy. Od tygodnia przesiadywałyśmy z Colctte do późna.
Colcttc to nic przeszkadzało. Po prostu przesypiała poranną mszę. Ja też próbowałam opuścić mszę, ale Paula już pierwszego dnia przyszła po mnie.
—Jesteś za nowa, za bardzo się rzucasz w oczy — orzekła Co-lettc bez cienia współczucia. — Słyszałam, jak mówiły, że masz być mózgowcem. Pewnie się boją, żc jak nie będziesz chodziła na mszę, to przestaniesz się uczyć.
Ale i tak nic byłam w stanic się uczyć. Ciągle czytałam książki myśląc, żc ta, którą akurat wzięłam, będzie już ostatnia. Ale potem zawsze znajdowałam jakąś nową i nic się nic zmieniało. One były jak narkotyk. A Ja byłam im oddana. Obłożone w brązowy papier przemycałam Je do sali cichej nauki. Colette też była trochę jak taka książka. Książka na długich, chudych nogach.
— Musisz więcej spać — powtarzała Trish, kiedy ja leżałam na łóżku i ziewałam, zapatrzona w sufit. Gdzieniegdzie odpadała z niego farba, a nierówna powierzchnia przybierała różne kształty. Były tam króliki, psy i złośliwa twarz z długim nosem. Zamknęłam oczy.
— Trish?
— Co?
— Wiesz, co bym chciała?
— Nie.
— Chciałabym, żeby ktoś mnie łamał kołem. Jestem tak zmęczona, że sama nic mogę się przeciągnąć, kiedy ziewam. Marzę o tym, żeby ktoś mnie rozciągnął.
— Mam spróbować?
— Jasne! — Otworzyłam oczy ze zdziwienia, że potraktowała to na serio.
— Trzymaj się za pręty łóżka, a ja pociągnę cię za stopy.
— Dobra.
Złapałam się za żelazne pręty, u Trish zaczęła ciągnąć.
Było cudownie. Czułam, jak rozciągają mi się mięśnie. Wspaniały h<5l doszedł do wszystkich odrętwiałych członków.
—■ Mocniej, mocniej! — krzyczałam.
— Jezu, nie mogę już mocniej — wzdychała Trish.
— O, tak, cudownie! Rozciągnij mnie jeszcze... Wytrzymam.
W końcu poczułam, jak ręce Trish ześlizgują się z moich kostek.
— Chcesz, żebym ja teraz tak cię pociągnęła? — spytałam, podnosząc się. 1 wtedy zobaczyłam matkę Colm stojącą przy moim łóżku, Jak złą marę.
— A co dwie dziewczynki robią w jednym łóżku o wpół do jedenastej w piątkowy ranek?
— Proszę matki, Ja właśnie...
— Najpierw wyrzuć to właśnie ze swojego słownika — matka Colm wykrzywiła znacząco usta. — A teraz powiedzcie mi, co tu robicie.
-- Przyszłyśmy tu na górę i ja właśnie...
— Przestań natychmiast! Nie potrafisz mówić bez używania tego słowa?
— Proszę matki, ja przyszłam tu z Grace, bo ona... — usta Trish drżały na samą myśl o kolejnym „właśnie'' — potrzebowała ołówków.
— A jaki to ma związek z niszczeniem mebli?
— Nic niszczyłyśmy mebli.
— Skakanie po łóżkach to jest niszczenie mebli. Łóżka są do spania.
— Ale mój ołówek wpadł za łóżko i próhowałam go wyciągnąć. 'IVish trzymała mnie za nogi, na wypadek gdybym miała upaść.
— Taka z ciebie chudzina, że wypadłabyś przez pręty łóżka...
— My naprawdę nic bajerujemy...
— Boże, daj mi cierpliwość! — zagrzmiała matka Colm. — Czy tylko tak potrafisz mówić po trzech latach spędzonych u urszulanek? Nic chciałam wierzyć, ale teraz słyszę to na własne uszy.
— Proszę matki, Grace nie miała ołówka i dlatego przyniosłam jej mój, bo znalazłam zapasowy w szafce — wyjaśniła Trish bawiąc się kosmykiem włosów.
— A ona miała ci pomóc — oczy Colm przeszywały Trish — wejść na górę, tak? Bo taka duża, silna i rozwinięta ponad swój wiek dziewczyna nic mogła sama wspiąć się po schodach?