Metoda, którą pragnę przedstawić, jest całkiem odmienna. Nie opiera się na arytmetyce czy na rachunku prawdopodobieństwa, ale na dokładnej obserwacji objawów, które nie zależą od długości cyklu. Metoda ta nazywa się objawo-wo-termiczną. Ale zanim ją opiszę, chciałabym opowiedzieć, jak się jej wraz z moim mężem nauczyliśmy.
Jak już wspomniałam, przez kilka lat mieszkaliśmy w Afryce, w Kamerunie, wśród bardzo biednej ludności. Co roku wezbrana rzeka na sześć miesięcy odcinała nasze ambulatorium od świata zewnętrznego. Najbliższy szpital znajdował się w odległości dwustu mil.
Problem regulacji poczęć wyłonił się dla dwóch powodów. Z jednej strony przekonaliśmy się, że w okolicy jest nieoczekiwanie duża liczba małżeństw bezdzietnych. Ta bezpłodność spowodowana była nie tylko chorobami wenerycznymi, ale także tradycyjnymi — a mylnymi — informacjami na temat dni płodnych. Dla tych małżeństw staraliśmy się znaleźć sposób, żeby określić te dnie z większą pewnością. Z drugiej strony ograniczenie przyrostu naturalnego staje się w Afryce coraz bardziej palącą koniecznością. Choćby dla tej przyczyny, że wykształcenie, jakie afrykańscy rodzice chcieliby zapewnić swoim dzieciom, jest bardzo kosztowne.
Dlatego więc szukaliśmy metody regulacji poczęć, która by spełniała następujące wafunki: a) była pewna; b) niedroga; c) jej zastosowanie nie zagrażałoby zdrowiu; d) niepotrzebna byłaby pomoc czy dozór lekarski; e) byłaby dostępna i do zastosowania dla każdego małżeństwa, nawet w afrykańskim buszu. Żadna z metod, które wówczas znaliśmy, nie spełniała tych warunków. Poza tym mieliśmy następujące trudności. Afrykańczycy czują na ogół instynktów-ną odrazę do wszystkich sztucznych środków kontroli urodzeń — czy będą to środki mechaniczne, czy chemiczne. Również wiele rządów afrykańskich bardzo sceptycznie i podejrzliwie podchodzi do tych metod, i nalazło to swój wyraz w akcji podjętej przez Konferen.ję Ludnościową Świata Narodów Zjednoczonych, która odbyła się w sierpniu 1974 roku. W wielu państwach afrykańskich planowanie rodziny przy zastosowaniu sztucznych metod jest za-
Po naszym powrocie do Europy nie przestaliśmy szukać rozwiązania. W numerze pewnego austriackiego czasopisma medycznego, poświęconym kontroli urodzeń i antykoncepcji, przeczytaliśmy artykuł dr. Josefa Rotzera. Z podanego tam adresu zorientowaliśmy się, że autor mieszka zaledwie o parę mil od naszego domu. •
Ingerencja Boga bywa czasem zaskakująca i nieoczekiwana. Nasze spotkanie z dr. Arnoldem Keglem w Los Angeles, co opisałam w poprzednim rozdziale, było dowodem takiej niezwykłej ingerencji. Również nasze spotkanie z dr. Rotzerem było niezwykłe. Podobnie jak dr Kegel poświęcił całe życie badaniu mięśnia łonowo-guzicznego, tak dr Rot-zer pracował przeszło dwadzieścia lat nad zagadnieniem, jak naukowo określić płodne dni kobiety. Przebadał dziesiątki tysięcy cykli kobiecych. Wiele z tego, co przekazuję w tym rozdziale, zawdzięczam właśnie współpracy z nim.
Gdy lepiej poznaliśmy wyniki jego badań, przekonaliśmy się, że metod3, jaką proponuje, spełnia dokładnie wszystkie warunki konieczne dla naszej pracy w'Afryce. Nie tylko była-pewna, nic wymagała ani pieniędzy, ani wizyt u lekarza, nie tylko była w zgodzie z afrykańskimi poglądami na sztuczne metody i nie stała w sprzeczności z rozporządzeniami odpowiednich rządów — była również łatwa do zastosowania, nawet wśród ludności niepiśmiennej. Podczas naszego objazdu z-odczytami po Afryce przekonaliśmy się, że obserwacja śluzu wydzielanego z szyjki macicy nie jest