ó tym świadczy książka Cłlazera i Moynihańa Beyond the Melting Pot. Teza, którą pragnę postawić, jest trudna do sprecyzowania i złożona i nastręcza wiele okazji do nieporozumień. Dokonywałem uogólnień na temat grup, które w pewnych kontekstach (przede wszystkim w życiu prywatnym) zdecydowanie różnią się od siebie, choć w innych kontekstach (głównie w życiu publicznym) zachowanie ich jest identyczne, lub też o takich, w których treść była całkiem podobna pomimo zupełnie różnej struktury. Jak czytelnik mógł podejrzewać, wzory proksemiczne stanowią jedynie fragment tych rozlicznych zróżnicowań, które sprawiają, że pewne grupy wydają się nam niepodobne do innych.
W ostatnim czasie prowadziłem badania nad niewerbalnym porozumiewaniem się pomiędzy Murzynami z warstwy niższej i białymi z niższej warstwy średniej. Różnice w traktowaniu czasu wydają się stałym źródłem nieporozumień. Ponadto członkowie obu tych grup inaczej posługują się głosem, stopami, dłońmi, oczami, ciałem i przestrzenią. To właśnie powoduje czasem, że Murzyn ubiegający się o pracę nie może jej otrzymać, choć wykazuje poważne zainteresowanie i przydatność do zajęcia, o które się stara. Odrzucenie jego oferty nie musi wywodzić się z uprzedzeń. Powodem bywa równie często fakt, że w trakcie rozmowy obie strony wadliwie interpretują swe zachowanie. Ogólnie rzecz biorąc, z badań, które prowadziłem ze swymi współpracownikami, wynika, że Murzyni mają tendencję do porozumiewania się w sposób powściągliwy. Toteż przejawy prawdziwego zainteresowania pracą mogą być dla białego niedostrzegalne. Czynnik ten przesądzić może o odmowie, gdyż biały pracodawca oczekuje silnej motywacji jako wskaźnika efektywnej pracy nowo przyjętego pracownika w przyszłości. W takich okazjach niebezpieczeństwo koncentrowania się na treści wydaje się szczególnie ważne. Murzyn zdaje sobie doskonale sprawę, że biały rozmówca „nie umie go rozszyfrować”. Nie zdaje sobie natomiast sprawy, że mimo swej lepszej orientacji w niuansach porozumiewania się między białymi i Murzynami w wielu innych przypadkach on też wadliwie odczytuje nadawane mu sygnały.
Ponieważ Amerykanie zwracają większą uwagę na treść niż na strukturę i formę, doniosłość kultury bywa często pomniejszana. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak dalece budynek wpływa na znajdujących się w nim ludzi, jak Murzyni reagują na nadmierne stłoczenie, ani nawet z tego, do jakich konsekwencji prowadzi konieczność radzenia sobie z „białymi” nauczycielami, i „białymi” pomocami szkolnymi, gdy ma się zmysły uformowane przez kulturę murzyńską. Nie ulega wątpliwości, że nigdy dotąd nie chcieliśmy na serio przyjąć do wiadomości, że w naszych państwowych granicach istnieją realnie odrębne kultury. Murzyni, Indianie, Amerykanie łacińskiego pochodzenia i Portorykańczycy traktowani są tak, jakby byli upartymi, niedokształconymi Amerykanami z warstwy średniej, pochodzącymi z północnej Europy. Nie odbieramy ich natomiast jako członków kulturowo zróżnicowanych enklaw, mających swój własny system porozumiewania się, swój własny system instytucji i wartości. Będąc Amerykanami przywiązani jesteśmy do poglądów odrzucających „kulturową determinację”. Wierzymy, że wszyscy ludzie na świecie różnią się od siebie jedynie powierzchownie. Wiara ta powoduje, że tracimy z oczu bogactwo, jakie płynie z poznawania innych ludzi, a co gorsza, opóźnia nasz refleks w momencie, gdy czas już byłoby zmienić postępowanie, bo postawa taka zaczyna rodzić kłopoty. Zamiast zatrzymać się i przypatrzyć uważniej, zwykle zdwajamy wysiłki na ślepo, co
257
17 — Hall