wet fobuty, jaki Pan złożył, i sprawy potoczyły się od razu potny-llnief
Krzysztof Zanussi:
Tak. Chociaż wcześniej, jeszcze na studiach, próbowałem przeprowadzi ć inny pomysł, podążając śladem „Rysopisu" Jerzego Skolimowskiego. Zrozumiałem, że jak Skolimowski zdołał tak .oszukać” Szkołę, żeby ze swoich dwóch filmów zmontować jeden długi metraż, to ja tym bardziej będę umiał to zrobić. I nakręciłem kawałek mego przyszłego dyplomowego filmu jako absolutorium. Chodziło tu bardziej o doświadczenie menedżerskie niż artystyczne. Próbowałem czegoś podobnego przy tym filmie i za to wyleciałem ze Szkoły, zostałem wyrzucony. To jest moja krzywda, po trzydziestu latach już dawno zarosła, ale wszystko to jednak pamiętam.
Marek Hendrykorski:
Jak się ten film nazywał?
Krzysztof Zanussi:
Zdaje się, ze został zarejestrowany pod tytułem „Studenci” czy Juwenalia”. Po latach scenariusz nakręcił dla telewizji Tadeusz Junak i wtedy nadałem mu tytuł „Próba ciśnienia". Ale mnie się nie udało lego dokonać. Natomiast z Edwardem Żebrowskim, z którym znalem się już wcześniej, zaczęliśmy pracować nad innym scenariuszem. Byliśmy świadomi, że w tym kraju nie ma - poza paroma wyjątkami - profesjonalnych scenarzystów. Nie ma tej gildii. Wobec czego myśmy się świadomie sami uczyli pisać. 1 z tej nauki wyniknął scenariusz, który nie został nigdy opublikowany. Ten scenariusz, którego tytułu nawet sobie nie przypomnę, byt takim pomysłem na dwuczęściowy film z tą samą obsadą. Była to, o ile dobrze pamiętam, historia księdza, do którego przyjeżdża kobieta, która odeszła od męża i teraz w tym nieszczęściu próbuje odnaleźć jakiś azyl. Akcja polegała na takim przeciąganiu racji: za kim się opowiedzieć, dlaczego ten związek upadł. Edward opowiadał historię mężczyzny, ja - wersję kobiety. Włożyliśmy w to masę swoich osobistych myśli i doświadczeń. Tekst istnieje tytko w manuskrypcie. Bałbym się go dzisiaj przeczytać. Przeżywaliśmy przy pisaniu momenty straszliwe. Ten scenariusz był jednak pewnym etapem przy tej nauce, najlepszy dowód, że nigdy już potem nie chcieliśmy go zrealizować. Oba) nie chcieliśmy do niego wracać. Myślę, że mogą tam być zapisane ślady pewnej pułapki, w którą wpadają autorzy zarówno na
początku jak i na końcu karier)'. Pułapka ta polega na tym. że wiele dialogów brzmi tak jak teksty moich dzisiejszych wywiadów. Rozmawialiśmy kiedyś na ten lemat z Andriejem Tarkowskim i on mi z przerażeniem opowiadał, że przy pisaniu swoich scenariuszy spostrzegł, że |ego bohaterowie zaczynają posługiwać się aforyzmami. Otóż mnie się zdaje, że przy naszym scenariuszu mogliśmy popełnić podobne głupstwo. Być może, jest w nim zapisany pewien typ nadświadomości bohaterów, oni sami omawiają swoje uczucia. Robiliśmy do tego naszego filmu pewne przymiarki, próbne zdjęcia i pamiętam, że tę kobietę miała grać Iza Cywińska. Myślę, że zagrałaby to wspaniale, to mogło być od strony aktorskiej wydarzenie. Ja nie byłem zdecydowany, kto ma zagrać mężczyznę, ale pamiętam, że jednym z kandydatów do tej roli był Jan Pietrzak.
Marek Hendrykowski:
Przejdźmy do „Struktury kryształu", zaczynając dość nietypowo od recepcji tego filmu. Czy utkwiły Panu w pamięci jakieś charakterystyczne głosy i opinie na jego temat?
Bartdra ffimittd I JtM H)<Włlr;