»,-t n«a przywieziono ich do miasteczka Józetu l-l_- ,i. jię w półkole i dowódca powiedział, że będą ro iirzciiwaJi Żydów
fmmd, by itrzełając pamiętali o niemieckich kobieta,1 I jcrrr* zahtjtnych przez alianckie bomby.
Spytał czy czuja się na silach, by podołać zadaniu Jedei p«,łłŁjant Mar czuł się na siłach i wystąpił z szeregu Za nim ,v y -jiąpilo Jedenastu.
i ekarz batalionu narysował patykiem na ziemi sylwetki ludzka > i«'kazał miejsce u nasady czaszki, w które należy a-kiwać Wywiązała się dyskusja — strzelać z bagnetem na ku rabinie, czy bez bagnetu. Doszli do wniosku, że z bagnetem /awirżli Żydów ciężarówkami na skraj lasu. Każdy po-licjiint podchodził do nich, wskazywał jedną osobę, i szedł / mą miedzy drzewa. Celował w nasadę czaszki i strzelał Wracał, wskazywał następną osobę i prowadził między drzewa Wspólne przejście trwało parę minut. Mogli zobaczyć twarze ofiar, usłyszeć prośbę, płacz albo modlitwę Był długi, lipcowy dzień. Strzelali do wieczora. Podczas tej pierwszej akcji,' w Józefowie, zabijali przez siedemnaście godzin. Robili przerwy na papierosa. Ich mundury pokryły się strzępami mózgów i krwią. Nie chcieli jeść, w nocy dręczyły ich koszmary senne. Dowódca nie brał udziału w strzelaniu, został w sztabie i płakał. Jeśli tak dzieje się wszędzie — powtarzał — to nie będzie zmiłowania dla Niemców.
Policjanci batalionu 101 najpierw sami strzelali, potem wywozili Żydów do obozów zagłady, znów sami strzelali... Coraz rzadziej płakali.
Mieli coraz lepszy apetyt.
Spali coraz spokojniej.
Chodzili do kina.
Pozowali do zdjęć.
Bywali na koncertach zespołów rozrywkowych, które przyjeżdżały z Niemiec.
’ ~Artyśa berlińskiego zespołu spytali czy mogą jechać z policjantami na akcję. Razem pojechali do Łukowa. Poprowadzili Żydów za miasto, na piaszczystą, skąpo porośniętą
16