Mając siedemnaście lat, wylądowałam na uniwersytecie w Brukseli.
Bruksela była miastem pełnym tramwajów, które o wpół do szóstej rano z melancholijnym zgrzytaniem opuszczały zajezdnie, przekonane, że wyjeżdżają na zawsze.
Spośród tych wszystkich krajów, w których mieszkałam, Belgię najsłabiej rozumiem. Być może to właśnie znaczy wywodzić się z jakiegoś miejsca: nie rozumieć, co jest w nim grane.
Zapewne z tej właśnie przyczyny zaczęłam pisać. Nie-rozumienie jest świetnym zaczynem dla pisarstwa. Moje powieści nadawały formę nierozumieniu, które coraz bardziej się pogłębiało.
Anoreksja posłużyła mi za lekcję anatomii. Znałam to ciało, które rozkładałam na części. Teraz należało je z powrotem złożyć w jedną całość.
To dziwne, ale pisanie mi w tym dopomogło. Było przede wszystkim czynnością fizyczną; musiałam przezwyciężyć różne przeszkody, by coś z siebie wykrzesać.
Ten wysiłek stworzył swoisty rodzaj tkanki, która stała się moim ciałem.
Na szczęście miałam siostrę. Zrobiła prawo jazdy. Często zawoziła mnie nad morze. To były bajeczne dni.
Jechała do Coq pomiędzy Wenduyne i Ostendą. Wyciągałyśmy się na wydmach i rozmawiałyśmy o rzeczach, które nie istniały. Bez końca spacerowałyśmy po plaży.
Juliette była moim życiem, a ja byłam jej życiem. Niektórzy w rodzinie mówili, że jesteśmy z sobą zbyt blisko i że powinno się nas rozdzielić: przestałyśmy ich widywać.
Pewnego dnia przyznałam się jej, że piszę. Ona zarzuciła pisanie w wieku lat szesnastu. Czułam się trochę tak, jakbym przejmowała po niej pałeczkę. Powiedziałam, że nikomu innemu nigdy nie pokażę mojego rękopisu.
- Ja nie jestem kimś innym - powiedziała.
Przeczytała więc moją historię o jajku. Nie oczekiwałam od niej pochwały.
Zwróciła mi ją z jednym krótkim komentarzem:
- To autobiograficzne.
Otóż w ogromnym jajku żółtko nie wytrzymało zamachu stanu przeprowadzonego przez młodych rewolucjonistów. Pomieszało się z białkiem i wskutek tej apokalipsy lecytyny pękła skorupka. A wtedy jajko zamieniło się w gigantyczny omlet kosmiczny, który poszybował w pustkę przestworzy i pozostał w niej już na zawsze.
Tak, to chyba było to, autobiografia.
155