244 KATARZYNA LISIECKA
jako fakt społeczny i polityczny. Wynika stąd, że stosunek do wolności, kobiety i rewolucji zdaje się być istotnym tropem, wchodzącym w skład biografii Goethego i Beethovena. Został on wpisany także w szereg ich innych utworów. Wszakże nie tylko opera Fidelio, ale również /// i IX Symfonia, i nie tylko Egmont, ale i inne tragedie klasyczne Goethego potwierdzają takie założenia. Analiza tego rodzaju tropów biograficznych, pojawiających się w planie światopoglądowym wielu dzieł weimarskiego i wiedeńskiego klasyka, pozwala z dużym prawdopodobieństwem wywnioskować, co łączyło Goethego z Beethovenem na płaszczyźnie przekonań i poglądów. Wyraźne jest także swoiste pęknięcie i dwoistość ich klasycystycznych dzieł, które zdają się łączyć idee i schematy fabularne charakterystyczne dla starego porządku z wątkami i motywami należącymi już do nowego ładu. Można zatem stwierdzić, że Beethoven dlatego napisał muzykę do Egmonta Goethego, ponieważ rzeczywiście była mu bliska obecna w tym dziele koncepcja wolności. Dzięki temu mógł ten utwór głęboko przeżyć i wyrazić w muzyce zawarte w nim - niemal własne - idee.
Wydaje się, że ujawniona wspólnota idei w twórczości Goethego i Bcethovena mogłaby mieć większe znaczenie w badaniach biograficznych niż analiza luźno powiązanych ze sobą faktów wchodzących w skład ich artystycznych biografii, które i tak milczą przy kolejnych próbach rozszyfrowania najistotniejszych dla współczesnego czytelnika zagadnień. O ile przyczyny niechęci Johanna Wolfganga Goethego do Ludwiga van Beethovena nie zostały do tej pory ustalone, o tyle tropy biograficzne, występujące w ich twórczości, pozwalają nam przypuszczać, że zgadzali się oni w wielu niebagatelnych wówczas kwestiach. Dlatego może warto przyjrzeć się bliżej pod tym kątem wzajemnym relacjom ich twórczości, korespondującej ze sobą w przestrzeni konkretnych dzieł, wątków i motywów.
ELŻBIETA DĄBROWICZ
W prelekcjach z kwietnia i maja 1860 r. Cyprian Norwid nim - zgodnie z ich zapowiedzią tytułową - zajął się „dziełami i stanowiskiem poetycznym Juliusza Słowackiego w sprawie narodowej", określił wprzódy rolę poety u Izraelitów, Greków, Rzymian i po Chrystusie. Rekonesans zamknął, przywołując chwilę sprzed lat trzydziestu siedmiu, kiedy w Grecji ,jak dziś, około Wielkiej Nocy", wśród burzy umierał, a ściślej biorąc, „konał”, życic kończył Byron - poeta do samego rdzenia.
Nie dezorientowała prelegenta popularna recepcja byronizmu jako postawy tchnącej negacją wszystkiego, co uświęcone tradycją. Nie powtórzył też za Mickiewiczem, że Byron .jest Napoleonem poetów". Norwida uderzyła analogia między Byronem a Sokratesem. Ponadto, stosując do autora Korsarza i Kaina wykrzyknik jednoznacznie kojarzący się z ewangelijną próbą człowieczeństwa: „Ecce-poeta!”. obdarzył go rysami Chrystusowymi. Byron zasłużył sobie na poczesne miejsce wśród XIX-wiecznych poetów, „[...] umiał albowiem żywioł poetyczny w życie i w czyn wprowadzić, z wiedzą tego, co czyni, a poparł to myślą, pieśnią, energią czynności swojej - owocem przez nią otrzymanym - i śmiercią wreszcie”1. Nie bywał, lecz był poetą.
W tym samym roku 1861, kiedy paryskie wykłady O Juliuszu Słowackim ukazały się drukiem, w Warszawie przyszło do skutku czterotomowe wydanie Pism Gabryel li. U początku ostatniego tomu, który wypełniły Niektóre pisma bezimiennej autorki przez zupełnie nieznanego wydawcę ogłoszone, Narcyza Żmichowska pod przybranym emploi korektora jakiegoś warszawskiego periodyku również pozwoliła sobie na refleksję nad rolą nie poety wprawdzie, ale pisarza: nie w skali dziejów kultury światowej, ale w ostatnim dwudziestoleciu: i tylko w granicach Warszawy.
C. Norwid, O Juliuszu Słowackim w sześciu publicznych posiedzeniach, w: Pisma wszystkie, opnie J.W. Gomulicki. Warszawo 1971, t 6, s. 414.415.