nak zaczął skakać przy jej nogach, drapać łapkami po dżinsach i skomleć prosząco.
- Lubi cię - zauważył Bernd, siadając naprzeciwko Mai.
- Małe psy lubią wszystkich - stwierdziła i ponownie zanurzyła twarz w futerku. Wiedziała, że Bernd utkwił w niej swój badawczy wzrok. Przez cały czas odnosiła wrażenie, że widział coś więcej niż jej miły uśmiech i wymuszoną aktywność.
W rzeczywistości czuła się zwykle jak zbity pies. Cóż, obserwując Bello, to jak swawolił i turlał się w tę i z powrotem po podłodze, doszła do wniosku, że określenie Jak zbity pies” jest niestosowne. Maja była kompletnie wykończona. Nieprzespane noce, poranne roznoszenie gazet, konieczność skoncentrowania się w szkole, odrabianie zadań domowych, praca z Leonardem, a do tego jeszcze gotowanie nie pozwalały jej nawet na chwilę wytchnienia.
Najczęściej miała wrażenie, jakby ktoś zawiesił jej u ramion i nóg ołowiane ciężarki. Nawet najmniejszy wysiłek sprawiał jej ogromną trudność. Podczas gotowania musiała niejednokrotnie kilka razy czytać przepis.
Poprzedniego dnia przyrządzała faszerowane ziemniaki z blachy. Niby prosta rzecz, a jednak w kółko powtarzała: ziemniaki oczyścić szczotką pod bieżącą wodą. Jasne, potem? Oczywiście przypiekać od dwudziestu pięciu do trzydziestu minut. Co w tak zwanym międzyczasie? OK, przeczytała po raz trzeci: rozkruszyć cztery sucharki i sparzyć cztery pomidory. Następnie ostudzić pomidory pod zimną wodą i obrać je ze skórki. Kiedy przystąpiła do obierania, zakręciło jej się w głowie i musiała na chwilę przysiąść.
- Co się dzieje? - spytała mama, która weszła akurat do kuchni po szklankę soku dla Leonarda.
- Nie, nie, nic! - Maja znowu gorliwie pochyliła się nad książką kucharską. - „Wyjąć pestki z ćwiartek pomidora i miąższ pokrajać w kostki - czytała półgłosem - dwie młode cebulki drobno posiekać, a dwieście dwadzieścia gram sera wymieszać z jajkiem”.
- Brzmi nieźle - stwierdziła Henny.
„Tak, cudownie - pomyślała Maja. - Brzmi nieźle. A co najlepsze, każda porcja ma tylko czterysta czterdzieści kalorii. Nie licząc sera!”
Przez cały czas błądziła gdzieś myślami i gdyby nagle jakiś hałas wytrącił ją z zadumy, nie potrafiłaby powiedzieć, gdzie wcześniej była. Oczywiście danie wszystkim smakowało i matka patrzyła z zadowoleniem, jak Maja pałaszuje dwie połówki faszerowanego ziemniaka. To rzeczywiście wystarczająco dużo!
Leonard narzekał co prawda, że „wolałby porządny kawał mięsa”, ale w końcu chłopak rósł i potrzebował zjeść nieco więcej. Nauczycielka gimnastyki niepotrzebnie się niepokoiła. Ale to dobrze, że była uważna. Chociaż ona, matka, naturalnie jako pierwsza zauważy, jeśli coś będzie nie tak.
- Pobawimy się z Bello w ogrodzie, czy pójdziemy z nim na spacer? - spytał Bernd.
- Nie wiem!
Maja najchętniej do końca życia zostałaby na tej podłodze z małym, ciepłym kłębkiem na ręku, nie musząc nic myśleć ani robić.
- Chyba śpi - wyszeptała ze wzrokiem utkwionym w zamknięte ślepka Bello, wsłuchana w jego coraz bardziej miarowy oddech.
- Och! - westchnął Bernd.
Przez dłuższą chwilę milczeli oboje.
Zrazu ogarnęło Maję tak błogie uczucie, jakiego już od dawna nie zaznała. Bello roztaczał na jej kolanach rozkoszne ciepło, a Bernd przeglądał podręcznik na temat wychowania psów.
- Wiedziałaś, że psa trzeba zawsze nagradzać, jeśli coś dobrze zrobi? Kiedy się na niego krzyczy albo bije, to jest nerwowy i często zaczyna gryźć.
- Jasne - odpowiedziała. - Dzięki pochwałom i komplementom można przecież uzyskać znacznie więcej. To dotyczy również zwierząt.
55