i mierzyć przy użyciu jednego miernika, ani - i lo chyba jest najważniejsza — nie mówią one jednym głosem. TVlko takie uniwersytety mają coś wartościowego do zaproponowania wielogłosowemu światu, którego prymamymi cechami są brak koordynacji istniejących potrzeb, a także rozliczne możliwości i wybory, które rodzą się i mnożą automatycznie. W świecie, w którym nikt nie może (choć wielu próbuje, z różnymi - od nieistotnych po katastroficzne i skutkami) przewidzieć, jaki typ doświadczenia będzie niezbędny w niedalekiej przyszłości, jakie spory będą oczekiwały na rozwiązanie, a jakie przekonania - na interpretację, należy uświadomić sobie, że wiele różnych sposobów, a także wiele różnych kanonów wyższego wykształcenia stanowi warunek sine tjua non takiego systemu uniwersyteckiego, który poradzi sobie z ponowoczesnymi wyzwaniami.
Wszystko, co dotychczas powiedziano na temat uniwersytetów odnosi się również do zjawiska edukacji jako takiej. Koordynacja (a może nawet narzucona z góry harmonia) prób „racjonalizacji" świata i uformowania mogących w nim zamieszkać racjonalnych istot - wszak taki jest cel nowoczesnego projektu wykształcenia - utraciła wiarygodność. Wraz z wygasaniem nadziei na utrzymanie racjonalnej kontroli nad społecznym milieu ludzkiego życia nabiera znaczenia przystosowawcza wartość „edukaq'i trzeciego stopnia". Przygotowanie do życia - odwieczne i niezmienne zadanie wszelkiej edukacji - musi oznaczać nade wszystko pielęgnowanie umiejętności życia w zgodzie z poczuciem niepewności i ambiwalencji, w obliczu wielu punktów wadzenia i braku nieomylnych i godnych zaufania autorytetów; musi oznaczać pogłębianie tolerancji na odmienność i pragnienia poszanowania prawa do różnienia się; musi oznaczać wzmocnienie krytycznych i samokrytycznych umiejętności oraz odwagę niezbędną do przyjęcia odpowiedzialności za własne wybory i związane z nimi konsekwencję; musi oznaczać kształtowanie umiejętności „zmiany ram działania" i przezwyciężania pokusy ucieczki od wolności. Lękowd związanemu z niepewmością towarzyszy radość z tego, co nowe i nieznane.
Chodzi o to, że podobnych cech nie da się w pełni rozwinąć, wykorzystując proces kształcenia najbardziej odpowiadający teoretykom i praktykom projektującym edukację i sprawującym nad nią kontrolę, czyli uczenie za pomocą jednoznacznych treści programu nauczania, zawartych w tym, co Bateson określił mianem „protoedukacji". Pewne nadzieje można wiązać z „deuteroedukacją", ale ten aspekt kształcenia trudniej zaplanować i w pełni kontrolować. Omawiane wartości mogą się jednak wyłonić nade wszystko dzięki edukacji trzeciego stopnia, trzeciemu aspektowi procesów erigjfr-cji, związanemu nie tyle z jednym programem nauczania i ustaleniem jednego określonego edukacyjnego wydarzenia, lecz właśnie z wielością przecinających się i rywalizujących programów i wydarzeń.
153