W ten czas, niestety, często się tak zdarza. Polska - nie Mesjaszem, lecz błaznem świata jest. W naszym kraju Ludzi Wielkich się wyśmiewa. Nie docenia się tych, którzy mają gest.
Panie Prezydencie,
przez ostatnie lata był Pan
osaczony,
poniżany,
odrzucony,
wyśmiewany,
przez liczne rzesze Pańskich rodaków.
Niech Pan się jednak, Panie Prezydencie, w spokoju uda na życie wieczne. Spotka Pan tam wielu,
"Przyjmujemy wszyscy ze smutkiem tą okrutną wieść..."
- rzekli pańscy wrogowie.
"Mimo licznych nieporozumień..."
Ach, rzeczywiście.
W obliczu tej tragedii...
którzy byli przed Panem.
Krzyczą ze stron gazet, PANIE PREZYDENCIE Królów, Ministrów,
z dzienników i z radia: Poetów, Wojskowych...
"Wielka to katastrofa, Powie Pan do Nich:
na cały kraj."
- już zapomnieli o licznych docinkach. To nie wypada.
Prezydent zmarł.
"Starałem się..."
Ruszył więc Naród!
... do telewizorów.
W kanapach zasiada, słychać ich płacz. Ruszyli na place i w święte katedry. Krzyczą z rozpaczy: "Prezydent zmarł!"
O pomstę do nieba, za ich bohatera, wołają tłumnie, bo tak teraz trzeba... Gdzie się więc podział ich cięty żart?
Oni? Jak jeden na raz kiwną głową. Pańskie miejsce wskażą, bo czekało tam.
A Ty, Narodzie, jak zwykle, po szkodzie... Strój się w czarne szmaty! Roń fałszywe łzy.
Masz jeden grób i jedno przekleństwo.
Masz Polskę co stale rozsypana jest.
Giną Wielcy Ludzie, lecz ich męczeństwo bez naszego wkładu nie opłaci się.