Wanda Grodzieńska z windą elektryczną postępuje jak z niegrzecznym figlarnym dzieckiem; pojechała winda wysoko do góry, chciała uciec przez dach. .Nie puściły (rozsądne) sznury. Wracaj, windo, w dół... musisz wozić ludzi, a nie gwiazdki z nieba. Musisz! Sznury są rozsądne i bardzo prozaiczne. Motyw zderzenia rozsądku z wyobraźnią znamy z bajek Andersena. W dydaktycznej bajeczce kończy się wszystko —-poskromieniem wyobraźni. Tu wyobraźnia ludu stworzyła swój Schla-raferiland, świat na opak, swoje Lugengedichty, wyzwolone spod praw rozsądku i natury. Bunt wobec praw narzuconych przez człowieka wydaje się poetom utworów dziecięcych — niebezpiecznym anarchizmem, któremu trzeba zapobiec. I autorzy wolą nie poruszać tych tematów. Co innego absurd przedmiotowy w kategoriach baśni.
Jeden z najświetniejszych wierszy Brzechwy Na wyspach Bergamu-tach wywołuje urocze herezje wbrew naturze: o mrówce, która niesie osła na plecach, o tresowanych szczurach na szczycie szklanej góry — ale w zakończeniu autor kwestionuje istnienie takich wysp. Takie zastrzeżenie pojawia się często. Chotomska odkryła miasto, w którym zdun piekł torcik z kafli, a stolarz badał chorych heblem itd., i kończy ten katalog przewrotnych zajęć rzemieślników zdaniem: „rzeźnik wiersz ten deklamował, pokiełbasił wszystkie słowa”. Trzeba dodać, że historie „na opak” są wdzięczną i funkcjonalnie sprawną konstrukcją, mogącą unieść każdą „bzdurę”, którą atrament poda na pióro. Wystarczy raz coś przekręcić, aby poruszona wyobraźnia snuła pomysły z marzeń sennych.
Współczesna bajeczka zatrzymuje się na przedpolu technikM wynalazków. Bilety wstępu na widownię i na scenę, permanentne passe--partout, mają ciągle i przede wszystkim zwierzęta. W znacznym stopniu przesądza o tym tradycja, nacisk bajkowych konwencji, w znacznym stopniu to, że zwierzęta żyją. Cybernetyczna „mysz Shan-nona”, „ćma Wienera”, „żółw Greya Waltera” są modelami również żywych organizmów. Tak świeża bajeczka (wydana w 1965 r.) Joanny Kulmowej Wio, Leokadio! opowiada o przygodach co prawda wyalienowanego konia, niemniej konia dorożkarskiego. I przecież ten secesyjny rekwizyt był j u ż anachronizmem w liryce Gałczyńskiego. Leokadii wyrosły skrzydła. Nie może być jednak ani dziełem sztuki, nawet na współczesnej wystawie rzeźby w charakterze mobilea — bo pachnie stajnią; nie może być i pegazem. Aby znaleźć siebie w święcie, gdzie nie ma miejsca na prawdziwą abstrakcję, musi szukać deminutywnych reinkarnacji, wraca do bajeczki i staje się konikiem polnym. „Tak, Alojzy, jak kto chce mieć skrzydła, to musi być taki malutki!”
Kim jesteś, Kopciuszku, czyli o problemach współczesnej literatury dla dzieci i młodzieży.
NK, Warszawa 1968