Sigi ma siedemnaście lat i odczuwa głód silniej nl> wszyscy, mimo iż co wieczór dostaje trochę zupy od swego prawdopodobnie nie bezinteresownego - protektora. Zaczai od opowiadania o swym domu i matce w Wiedniu, lec / potem ześlizgnął się na tematy kulinarne i teraz opowiada bez końca o jakimś obiedzie weselnym i ze szczerym żalem wspomina, że nie dokończył trzeciego talerza zupy fasolo wej. Wszyscy krzyczą na niego, by zamilkł, ale już po kilku minutach Bela opisuje nam swoją wieś węgierską, pola kukurydziane i podaje przepis na słodką polentę z dodał kiem prażonego sorgo, słoniny, korzeni i... i napadają na niego, przeklinają go, a tu trzeci zaczyna opowiadać...
Jak słabe jest nasze ciało! W pełni zdaję sobie sprawę, jak niedorzeczne są te fantazje głodowe, a jednak nie mogę oprzeć się prawom zwyczajowym i tańczy mi przed oczami paslasciutta1, którą dopiero co skończyliśmy gotować: Wanda, Luciana, Franco i ja w Italii, w obozie segregacy) nym, kiedy nagle dowiedzieliśmy się, że nazajutrz mamy wyjechać, by przyjechać tutaj; jedliśmy Ją właśnie (laku była dobra, żółta, zawiesista) i przestaliśmy, głupcy, sza leńcy; gdybyśmy byli wiedzieli! I gdyby miało jeszcze rn1 się nam to samo wydarzyć... Absurd: jedną jedyną rzecz u pewną na tym świecie jest, że nie wydarzy się nam to po raz drugi.
Fischer, który przybył do nas ostatnio, wyjmuje z kie szeni zawiniątko opakowane z właściwą Węgrom pedaii tycznością. a w zawiniątku jest pół racji chleba: polow porannego chleba. Wszystkim dobrze wiadomo, że tylko Duże Numery przechowują w kieszeni swój chleb, nikł z nas. weteranów, nie jest zdolny utrzymać go bodaj pr/r4 godzinę. Różnymi teoriami usprawiedliwimy tę naszą nic zdolność: chleb jedzony na raty źle się trawi; napięci nerwowe, potrzebne do trzymania nie zjedzonego chichu, y się jest głodnym, jest w wysokim stopniu szkodliwe iszczą) ące; czerstwy chleb szybko traci swą wartość czą, dlatego im prędzej zostanie strawiony, tym jest liejszy; Alberto twierdzi, że głód i chleb w kieszeni kontrastami nie do pogodzenia, które automatycznie ulują się wzajemnie i nie mogą współżyć w tej samej locie; w końcu większość zgodnie i słusznie utrzymuje, żołądek jest najpewniejszą kasą pancerną, chroniącą ed kradzieżami i oszustwem. - Moi. on m'a jamais vole n palni2 - mruczy Dawid, klepiąc się po zapadniętym *uchu; nie może jednak oczu oderwać od Fischera żują-go powoli i systematycznie, od „szczęśliwca", który ma zcze od dziesiątej rano pół racji: - ...sacre ueinarcL vaP Lecz dzisiejszy dzień radosny jest nie tylko z powodu ńca; w południe oczekuje nas niespodzianka. Oprócz alnego posiłku porannego zastajemy w baraku cu-y kocioł pięćdziesięciolitrowy, taki jak te w kuchni jrycznej, prawie pełny. Templer spogląda na nas z trium-ta „organizacja" jest jego dziełem.
[ Templer jest oficjalnym organizatorem naszego koman-I dla zupy cywilów żywi tak subtelną czułość jak pszczoły kwiatów. Nasz kapo, który nie jest złym kapo, zostawia \i wolną rękę i ma rację: Templer idzie po niedostrzegalni śladach jak ogar i wraca z cenną wiadomością, że :tnicy polscy z Metanolu, o dwa kilometry dalej, zosta-czterdzieści litrów zupy, gdyż czuć ją było stęchlizną, o że cały wagon rzepy stoi nie strzeżony na ślepym torze chni fabrycznej.
Dzisiaj jest pięćdziesiąt litrów, a nas piętnastu, łącznie kapo i Vorarbeilerem. To wypada po trzy litry na głowę; en dostaniemy w południe, oprócz normalnej racji, a po a następne przyjdziemy kolejno po południu do baraku
83
Makaron z sosem pomidorowym i parmczancin.
Mnie Jeszcze ni^dy nic ukradziono chleba! '* ..Idź. cholerny szczęściarzu!