sie rozpocząć produkcja syntetycznej gumy i który w sierp niu wydawał sie Już nieuchronnie bliski, był stopniowo odraczany, a w końcu Niemcy przestali o nim mówić.
Praca konstrukcyjna ustała, siły robocze tłumu wynę dzniałych niewolników skierowano gdzie indziej, a ten tłum z każdym dniem stawał sie coraz bardziej - choć biernie oporny i wrogi. Po każdym nalocie trzeba było napra wiać nowe szkody, demontować i unieruchamiać delikal ne maszyny, z trudem przed kilku dniami uruchomione, budować szybko kryjówki i schrony, które przy każdym nowym ataku okazywały sie bezczelnie niewystarczające i nietrwałe.
Sądziliśmy, że wszystko bedzie lepsze od monotonii tych wściekle długich i Jednostajnych dni, od tego systematycznego i zorganizowanego szablonu w Bunie, gdy była nu chodzie, ale gdy Buna zaczęła rozpadać sie w kawałki «| jakby pod wpływem jakiegoś przekleństwa, którym i my czuliśmy sie objęci - musieliśmy zmienić zdanie. Trzebi było harować wśród kurzu i płonących gruzów i powaleni na ziemie wściekłością samolotów, musieliśmy drżeć |nl przerażone zwierzęta; wieczorem wracaliśmy do obozu U dwie żywi ze zmęczenia i pragnienia w te nieskończeni^ długie i wietrzne wieczory polskiego lata, a w obozie zasht waliśmy kompletny zamęt: ani wody do picia i umycia ani zupy dla napełnienia pustych żołądków, ani światli by móc ochronić swój kawałek chleba przed cudzą zaclil.in nością i aby rankiem odnaleźć swe buty i ubranie w cl* mnym i ryczącym piekle bloku.
W Bunie szaleli cywilni Niemcy, wściekli jak człowlr l pewny siebie, który budzi sie z długiego snu o władzy i wli dzi, że zwaliła sie w gruzy, i nie umie tego zrozumI<m I Reichsdeutsche z lagru, łącznie z politycznymi, w chwil niebezpieczeństwa odczuli na nowo związki krwi. W nnw«i] powstałej sytuacji splot nieporozumień i nienawiści <lu szedł do szczytu i znów poróżnił dwa obozy: polityc/iHi
sem z zielonymi trójkątami i SS widzieli albo wierzyli, że Idzą wypisane na każdej z naszych twarzy drwiny i nikczemną radość zemsty i odwetu. To ich pogodziło smogło ich okrucieństwo.
Żaden Niemiec nie mógł już teraz zapomnieć, że Jeste-ly po tamtej stronie; po stronie tych. którzy opanowali ibo niemieckie powyżej ognia zaporowego, tych, którzy, straszliwi siewcy, sypali wszędzie swój żywy ogień, •owadzając codziennie rzeź nawet do ich własnych do-)w, nigdy dotąd nie naruszanych domów ludności nie-ickiej.
Jeśli chodzi o nas. byliśmy zbyt wyniszczeni, żeby na-iwde sie bać. Ci nieliczni, którzy umieli jeszcze słusznie ileć i rozumować, czerpali z bombardowań nową siłę Idzieje: ci. których głód nie doprowadził jeszcze do osta-:nej apatii, korzystali często z momentów ogólnej paniki przedsięwzięcia wypraw podwójnie zuchwałych (ponie-niezależnie od bezpośredniego ryzyka nalotów, kra-llcź popełniona podczas stanu wyjątkowego karana była leszeniem) - do kuchni fabrycznej i do magazynów. Ale izość przyjęła nowe niebezpieczeństwo i nowe kłopoty rkłą obojętnością: nie była to świadoma rezygnacja, posępna tępota zwierząt ujarzmionych biciem, których bicie już nie boli.
Opancerzone schrony dla nas były wzbronione. Gdy lia zaczynała drżeć, wlekliśmy sie odrętwiali, kulejąc, przez mgle żrących dymów, aż na obszerne nieuprawne :ny, jałowe i niechlujne, mieszczące sie w obrębię Buny; n leżeliśmy bezwładnie, pokotem jedni na drugich jak ipy, nie czując nic poza chwilową rozkoszą odpoczynku Sonych członków. Pustymi oczami patrzyliśmy na koimy ognia i dymu wytryskające obok nas - a w chwilach lohnienia, nasyconych znanym każdemu Europejczyko-Irkkim, groźnym brzęczeniem, wyszukiwaliśmy w setki
131