502 ■ : t B. M. EJCHENBAUM
rozwiązaniem w planie sensu. Wrażenie to wzmacnia jeszcze dobór wyrazów, jakby umyślnie przeciwstawiających się składniowemu charakter rowi okresu: „uuuneHoic, cMa3/iHBou zrcByiuKc, npMXjte6biBaji naił H3 CTaKanoB c KoneeMHbiMM cyxap*Mn” [wg przekładu Wyszomirskiego: „kobietkom, przylepeczce, popijając herbatę z groszowymi sucharkami”]; w końcu wstawiona jest mimochodem anegdota o pomniku Piotra Wielkiego. Ta sprzeczność, lub nicodpowicdniość tak działa na same wyrazy,
* że stają się dziwne, zagadkowe, brzmią niezwykle, porażają słuch, jakby były rozłożone na cząsteczki albo wręcz wymyślone przez Gogola. Jest w Płaszczu i inna deklamacja wdzierająca się nieoczekiwanie w ogólny styl kalamburowy — deklamacja scntymcntalno-mclodramatyczna; jest to fragment „humanitarny”, któremu tak powiodło się w rosyjskiej krytyce, że z drugoplanowego chwytu artystycznego stał się on „ideą” całego opowiadania: „«ocTaBbTC mchb, 3a»ieM bu mchh o6H/Kaere?» M hto-to crpaitHoe 3aKjuo‘ianocb b cjioBax u b tojiocc, c kbkhm ohh óbum npoH3-necenw. B neM cjibiwajiocb hto-to tukoc npeicioHJUomee na acajiocTb, hto oahh mojiojuoh hcjiobck [...] H aojiro no tom, cpejtu cumux bc-cejlbix MHHyT, npCflCTaBaJUICH CMy HH3CHbKHM MHHOBHłlK C JlblCHHKOIO Ha Ji6y [...] h b 3thx npomiKałomHX cnoBax 3BCHejm npynie c;ioBa [...] M 3aKpbiBaji ceófl py koio...”2-4 [,,«Przestańcic. Czemu mię krzywdzicie. » I coś dziwnego brzmiało w jego słowach i w głosie, jakim je wypowiedział. Dawało się w nim słyszeć coś takiego, co budziło litość, tak, że pewien młodzieniec [...] I nieraz potem, w chwilach najweselszych, stał mu w oczach niziutki urzędnik z łysinką nad czołem [...] a w tych słowach przejmujących pobrzmiewały inne słowa [...] I biedny młodzieniec zakrywał. twarz ręką...”] itd. W szkicach brulionowych nic ma tego fragmentu; jest on późniejszy i bez wątpienia należy do drugiej warstwy, komplikującej czysto anegdotyczny styl pierwotnych szkiców elementami patetycznej deklamacji.25
a* [Podkreśleni© Ejchcnbauma.]
ł* O fragmencie tym m&wi taki© W. Rounow, wyjaśniając go jako: „Żal artysty z powodu praw jego twórczości, jego płacz nad zdumiewającym obrazem, którego nic umie narysować inaczej ... i narysowawszy tak. choć się nim lubuje, ale tei nim gardzi i nienawidzi go" (Studium Kok npoutomtA mun Akokuh Atta-Kur«uva w ksiąice: Jlrtenóa a te jukom uhk*u lumopr. CI1Ó. 1906; i. 278 — 279). I jeszero: „Oto. jakby przerywając potok drwin, uderzając niepowstrzymanie kreślącą je ręką jakimi przypiskicm na boku. później doczepioną naklejką, następują słowa: «ale pan Akakiusz nie odpowiadał na to ani słówkiem*" itd. Nio ■ rozważając kwestii sensu filozoficznego i psychologicznego tego fragmentu, patrzymy na niego w danym wypadku tylko jako iw chwyt artystyczny i oceniamy z punktu widzenia kompozycji jako wprowadzenia •tylu deklanutcyjnego w system komicznej narracji mówionej.
Gogol nic pozwala wicie mówić postaciom działającym w Płaszczu , i jak zwykle u niego mowa ich ukształtowana jest w swoisty sposób, tak, że pomijając różnice indywidualne nigdy nie robi wraźefliŁ.jn.owy..realistycznej, naturalnej, jak na przykład u Ostrowskiego (nie darmo Gogol czytał też inaczej) — jest ona zawsze stylizowana. Mowa Akakija Aka-kiewicza zawiera się w ogólnym systemie Gogolowskiej mowy dźwięków i artykulacji mimicznej —jest specjalnie zbudowana i opatrzona komen-tarzem: „HyacHO 3Han>, mto AxaKHH AKaKHCBiin h3t»hchji/icji 6o;ibmcio nacniio npc/uioraMH, HapemuiMH h, naKonen, TaKiiMH nacTHuaMH, KOTOpbIC peUIHTCJIbHO He HMCIOT* HHKaKOrO 3HaHeHHJ!.”26- (/ [„Trzeba wiedzieć, że pan Akakiusz wysławiał się przeważnie za pomocą V przyimków, przysłówków i takich wreszcie cząstek wyrazowych, \ które absolutnie nie mają żadnego znaczenia.”] Mowa Piętro- V wieża, w przeciwieństwie do przerywanej artykulacji Akakija Akakiewicza, jest zwarta, surowa, twarda i działa kontrastowo; nic ma w niej odcieni
naturalnych, zwyczajna życiowa ,intonacja do niej nie pasuje, jest ona równie „wyszukana” i równic umowna, jak mowa Akakija Akakiewicza.-Jak zawsze u Gogola (por. w Staroświeckich ziemianach, w Opowieści o tym, jak..., w Martwych duszach i w sztukach), frazy te stoia poza czasem, poza chwila, niewzruszenie i raz na zawsze: jest to język, którym by? mogły mówić marionetki. Równie wyszukrma jest własna mowa Gogola — jego narracja mówiona. W Płaszczu jest ona stylizowana na swego rodzaju niedbała, naiwna paplaninę. Zupcłąie mimowolnie wyskakują „niepo-j Tfźcbnć77 szczegóły: „iio npaByio pyicy ctorh xyM, npcB0cx0flHeihiiHH ne-JIOBCK, HBail MBaHOBHH EpOUJKHH, CJiy^KHBIUHH CTOJIOHaHaJIbHHKOM B ce-naTe, h KyMa, scena KBapTajibnoro ocjmucpa, /Kcummia pcakhx .aoopo-ZtcTejieH, Apmia CeMCHOBHa EejioópioiiJKOBa” [„po prawej jej ręce stał kum, zacności człowiek, Iwan Iwanowicz Jcroszkin, referent z senatu, oraz kuma, żona naczelnika cyrkułu, niewiasta rzadkich cnót Arina Sie-mionowna Bicłobruszkowa”]. Albo narracja mówiona nabiera charakteru familiarnego wielosłowia: „Od^JroM nopTHOM, ko Hen ho, He cjie^oBajio 6bi Miioro roBopuTb, ho Tax xax yacc saBe^eHO, HToóbi b noBCCTH xapaicrep BCRKoro jiHita 6bui coBepmcHHO o3HancH, to ucHcro jtejiaTb, noitaBaiiTe Ha.M h fleTpoBHHa cio/ta.” [„O krawcu tym naturalnie nie byłoby potrzeby
(Po<lkre4!anio Ejchcnbauma.]