Niejedno czoło stoickie') i oko Maskują tylko ram; zbyt głęboką:
Niejedna rozpacz stroi się w uśmiechy.
Aby daremnej nie żebrać |>ociecli\.
Na nic wetów ne straty albo grzechy! —
XXII
Któż z tych. co czują, wysłowi katusze.
Gdy chaos cierpień zwali się na duszę?
Gdy tysiąc myśli plącze się i mięsza,
A wszystkie dręczą, żadna nie pociesza?
Gdy sercem coraz szarpią czucia nowe.
A ból ich ustom odbiera wymowę?...
Któż to wysłowi? — Pod lakiem brzemieniem
W
Dusza Konrada lamie się z cierpieniem;
A zda się czułość straconej na święcie W serce mu weszła - i płakał, jak dziecię!... Słabość to tylko, nic pociecha była.
Wydala boleść — ulgi nie sprawiła.
Nikt lcz nie widział — i w lej nawet porze Przy świadku z serca nie wyszłyby może.
Sam je wnet otarł; — znów długo spoglądał Wyszedł — pociechy ni szukał, ni żądał.
Czy słońce wejdzie — ciemny mu blask słońca; Czy noc zapadnie — noc jego bez końca! -Niema ciemnoty, jak smutku pomroka.
Niema ślepoty, jak ponurość oka.
Co na nic patrzeć nie chce, i unika.
1 idzie w ciemność — ach! bez przewodnika!
,c*Uościach
») Stoicy — szkoła filozofów greckich, którzy zafacali spokój i równowagę ducha w« wszelkich okolfc życia.
/ '>
Seret* w nim było tkliwe: lec/, skrzywdzone. Strute zbyt wcześnie, zbyt długo drażnione. Poszło ku złemu; czucia były czyste:
Lecz jako rosy krople przeźroczyste.
W głębi grot zimnych, niedostępnycli słońcu, ścięły sic. skrzepły, skamieniały wkońcu.
Grom kruszy skały: — serce w nim, jak skała. Śmierć je .Medory, jak piorun, strzaskała.
^ cieniu się skały jeden kwiat rozwijał.
Cień, groźny innym, jemu służył, sprzyjał; Nadeszła burza grom zniszczył odrazu I.iiji piękność i wytrwałość głazu.
Żadnego liścia nie zostało z kwiatu.
By jego życie, śmierć przypomnieć światu;
A strzaskanego głazu zimne szczątki Leżą już tylko grobowe pamiątki!
XXIV
Panek — południe — nie widać Konrada. Samotność jego szanuje gromada.
Poszli nakoniec. - Pusta była wieża.
Wódz znikł! — Przebiegli wyspę i nadbrzeża. yot. _ jego niema; — szukali noc całą, linie Konrada echa zmordowało.
Góry, doliny, jaskinie przebiegli
Próżno! — Dzień nastał — przy brzegu postrzegli
Zerwany łańcuch, gdzie barka stać zwykła.
f
Uszedł! _ z nim piękna niewolnica znikła. —
|!a! a więc w pogoń! wiatr fen sam, eo wczoro!* Żeglują w pogoń. Mylna, czy nieskora! —