czniejsze, gdy się je najpierw obedrze ze skóry, wyrzuci głowę i żołądek, a resztę upiecze nad ogniem na gałązkach wierzbowych.
Z pewnością najdziwniejszym sposobem polowania bez broni jest posługiwanie się dzikimi zwierzętami, które się oszukuje odbierając im łup.
Widzi się na przykład drapieżnego ptaka, siedzącego bez ruchu, lecz nieustannie obserwującego okolicę. Jest bardzo prawdopodobne, że lada chwila wzbije się w powietrze, żeby błyskawicznie spaść na zwierzę, którego się samemu nie widzi. Drapieżny ptak porywa i unosi tylko mały łup, większy rozrywa i pożera na miejscu. Trzeba się więc pospieszyć, podążyć w ślad za nim i odebrać drapieżnikowi dopiero co zabite zwierzę. Ten, kogo dręczy głód, nie może być wybredny.
Nawet maleńkie pszczół}’ mogą dopomóc głodnemu człowiekowi do zdobycia wspaniałego posiłku. Każdą pszczołę można zwabić odrobiną cukru, syropu, a nawet nadpsutym lub zgniecionym owocem. Czeka się na pierwszą pszczołę. Wkrótce w ślad za nią przyfruną inne, bo pierwsza zawiadomi je o odkryciu za pomocą swoistego tańca w ulu. Należy zauważyć, w którą stronę odlatują, podążać w ślad za nimi i wielokrotnie powtarzać manewr, aż trafimy do gniazda dzikich pszczół. Znajduje się ono przeważnie w pustym pniu, lub wręcz w zagłębieniu, nic dalej niż kilkaset metrów od punktu wyjścia. Wykurza się rój z zakamarków kryjówki i zagarnia plastry pełne miodu. Przyzwoitość nakazuje jednak, żeby trochę pozostawić. W przeciwnym razie cały rój mógłby zginąć z głodu w czasie najbliższej zimy.
Przypadek też może zrządzić, że zdarzy się okazja odebrania łupu lisowi lub szakalowi. Tego rodzaju zamysł względem lwa, lamparta czy wręcz tygrysa byłby bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Gdy zabił)’ duże zwierzę, którego od razu nie mogą pożreć, zostawiają sobie resztę na później. Można więc bez przeszkód zabrać świeże ścierwo, warto jednak wiedzieć, że prawowity właściciel wróci wcześniej czy później. Przeważnie w ogóle nie odchodzi zbyt daleko, tylko przebywa w pobliżu i drzemiąc trawi. Dlatego obok rozszarpanej zdobyczy trzeba rozpalić tęgi ogień.
W związku z tym pewien stary traper, Harry Wachtler, opowiadał osobliwą historię, która zdarzyła się, jak słyszał, nad rzeką Athabasca.
Pewien człowiek postradał w płonącej chacie cały ekwipunek, miał tylko to, co na sobie i w kieszeniach. Właśnie zaczął budować pułapkę, gdy ujrzał w dolinie niedźwiedzia, który dopiero co rozszarpał tłuste, prawie dorosłe cielę łosia. Głodny człowiek czekał cierpliwie, aż niedźwiedź nażarł się do •yta i odszedł uciąć drzemkę i trawić pokarm. Wtedy czym prędzej poddali do rozszarpanej ofiary, rozpalił ogień i upiekł kilka soczystych steków. < idy nad wieczorem niedźwiedź wrócił do swej zdobyczy, siedział przy niej m< proszony gość. Niedźwiedź nie śmiał podejść do płonącego ogniska.
H i .ii 11 się jednak na szerokim zadzie w odległości niespełna siedmiu kroku* od Harrego Wachtlera i przyglądał się z dezaprobatą temu, co człowiek niltl t jego zdobyczą. Stopniowo opadały trapera wyrzuty sumienia. I, jak ■<\ to przytrafia starym traperom, którzy za długo żyją samotnie, zaczął pi .-(-mawiać do niedźwiedzia tłumacząc się i wyjaśniając przyczyny rabunku żywności, a także obiecując, że to się już nie powtórzy.
Nu wiele zwierząt intonacja ludzkiego głosu nie działa alarmująco, wręcz i-i m iwnie, przyjacielska pogwarka uspokaja je. Tak było i tym razem, niedźwiedź stopniowo się zbliżał i nie oponował, gdy Harry rzucił mu kilka • lulirzc wysmażonych steków. Jak później opowiadał o tym Harry, wieczór (óończył się w przyjaznej atmosferze.
Jeżeli to prawda, była to niezwykła historia. Bowiem dzikie zwierzę nigdy nic zbliża się do ognia. Iskry i dym budzą w dzikiej zwierzynie okrutny lęk, Im kojarzą się z pożarem lasu. W bezludnych okolicach, gdzie dzika zwie-i zyna nie zna dymu z chat i wiosek, zawsze będzie uciekać, gdy tylko po-■ /uje jego tchnienie.
Pożar lasu i stepu może dopomóc głodnemu człowiekowi w zaspokojeniu i.lodu. Znajduje resztki spalonych zwierząt. Zwęglone z wierzchu, w środku (| jeszcze jadalne, a może nawet dobrze wypieczone. Poza tym spalona łąka |cst pełna pieczonych owadów, które są bardzo pożywne.