ku. Druty miał połamane i czarne koło nie dawało się już rozpiąć. Wtedy, ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna zaczął starannie odczepiać poszycie parasola od prętów i skuwek, co zabrało mu trochę czasu. Robił to w skupieniu, nieruchomy w przepływającym obok tłumie podróżnych. Kiedy skończył, złożył materiał w kostkę, schował do kieszeni i zniknął w strumieniu ludzi.
Odwróciłam się więc i ja i poszłam w swoją stronę.
Właściwy czas i miejsce
Wiełu ludzi wierzy, że istnieje na układzie współrzędnych świata punkt doskonały, gdzie czas i miejsce dochodzą do porozumienia. Może to nawet dlatego wyruszają z domu, sądzą, że poruszając się choćby chaotycznie, zwiększą prawdopodobieństwo trafienia do takiego punktu. Znaleźć się w odpowiednim momencie i w odpowiednim miejscu, wykorzystać okazję, chwycić chwilę za grzy wkę, wtedy szyfr zamka zostanie złamany, kombinacja cyfr do wygranej — odkryta, prawda — odsłonięta. Nie przegapić, surfować po przypadku, zbiegu okoliczności, zrządzeniach losu. Nic nie potrzeba — wystarczy tylko się stawić, zameldować w tej jedynej konfiguracji czasu i miejsca. Można cam spotkać wielką miłość, szczęście, wygraną w toto-lotka albo wyjaśnienie tajemnicy, nad którą wszyscy biedzą się daremnie od lar,
lub śmierć. Czasami rano ma się nawet wrażenie, że ten moment jest już blisko, może przydarzy się już dzisiaj.
Instrukcja
Śniłam, że przeglądam amerykański magazyn z fotografiami zbiorników wodnych i basenów. Widziałam wszystko, szczegół po szczególe. Litery a, b, c opisywały dokładnie każdą składową część schematów i planów. Z zainteresowaniem zaczęłam czytać artykuł, którego tytuł brzmiał: „Jak zbudować ocean. Instrukcja".
Uczta popielcowa
— Mówcie mi Eryk — wygłaszał zawsze zamiast powitania, gdy wchodził do małego baru, o tej porze roku ogrzewanego tylko drzewem w kominku, i wszyscy uśmiechali się do niego przyjaźnie, a niektórzy nawet wabili go do siebie zachęcającym gestem, który nie znaczył nic innego, jak „przysiądź się". Bo w sumie był dobrym kompanem i — mimo swoich dziwactw — łubianym. Lecz na początku, dopóki nie wypił odpowiednio dużo, wyglądał na naburmuszonego i siadał w kącie, z dala od kominkowego ciepła. Mógł sobie na to pozwolić — był potężnej postury, odporny na zimno, ogrzewał się sam.