Prawie je zapomniał. Wypowiedział je na glos i u. brzmiało to tak, jakby zawołał go ktoś obcy. W glo-wie czuł znajomy ucisk po wczorajszym piciu.
Bo trzeba nam wiedzieć, że Chińczycy mają dwa imiona: jedno nadane przez rodzinę, którym się woła dziecko, karci je i przywołuje do porządku, alt i pieszczotliwie zdrabnia. Lecz gdy dziecko wchodzi w życie, bierze sobie drugie imię — zewnętrzne, światowe, imię-personę. Wkłada je jak mundur, jak komżę, więzienny pasiak, strój na oficjalny koktajl. To imię jest użytkowe i łatwe do zapamiętania. Odtąd będzie za człowieka świadczyć. Najlepiej, jeżeli będzie światowe, uniwersalne, rozpoznawalne przet wszystkich; precz z lokalnością naszych imion. Pita z Oldrzichem, Sung Yin, Kazimierzem i Jyrkiem; precz z Blażenem, Liu i Milicą. Niech żyje Michael, Judith, Anna, Jan, Samuel i Eryk!
Lecz dziś Eryk odpowiedział na zawołanie starego imienia: Jestem.
Nikt go nie zna, więc i ja go nie wymienię.
Mężczyzna zwany Erykiem włożył zielony mundur z emblematami Zjednoczonych Promów Północy, przeczesał brodę palcami, wyłączył ogrzewanie w skarlałym domku i ruszył wzdłuż asfaltu. Potem, czekając w swoim akwarium, aż prom zostanie załadowany, a słońce wreszcie wzejdzie, wypił piwo z puszki i zapalił pierwszego papierosa. Pomachał z góry Elizie i jej córeczce, przyjaźnie, jakby chcąc im wynagrodzić, że dzisiaj nie trafią do przedszkola.
Gdy prom odbił od brzegu i był )uż w połowie drogi między obiema przystaniami, nagle zawahał się i mszył na otwarte morze.
Nie wszyscy od razu zorientowali się, co się dzieje. Niektórzy, tak przyzwyczajeni do rutyny linii prostej, patrzyli na znikający brzeg obojętnie, otępiali, CO z pewnością potwierdzałoby pijackie teorie Eryka o tym, że podróżowanie promami prostuje zwoje mózgowe. Inni zorientowali się dopiero po dłuższej chwili.
— Eryk, co ty wyrabiasz? Zawracaj natychmiast! — krzyknął do niego Alfred, a Eliza dołączyła się wysokim piskliwym głosem: — Ludzie spóźnią się do pracy...
Alfred próbował wejść do Eryka na górę, ale ten przezornie zamknął bramkę i przekręcił klucz w swojej kabinie.
Widział z góry, jak wszyscy jednocześnie wyciągają telefony komórkowe i dzwonią, wypowiadają coś z oburzeniem w pustą przestrzeń, gestykulując nerwowo. Domyślał się, co mówią. Ze spóźnią się do pracy, że ciekawe, kto im wypłaci odszkodowanie za straty moralne, że nie powinno się zatrudniać takich pijaczyn, że zawsze wiedzieli, iż co się tak skończy, że pracy brakuje dla swoich, a tu się przyjmuje jakichś imigrantów; choćby nie wiem jak dobrze nauczyli się tacy języka, to jednak zawsze...
Eryk wcale się tym nie przejmował. Z przyjemnością stwierdził, że po jakimś czasie Się uspokoili, zajęli miejsca i patrzyli, jak niebo przejaśnia się i rzuca między chmurami wprost do morza piękne snopy
107