mogła zrobić, to nakazać niezawodnym i lojalnym sługom, aby towarzyszyli potajemnie jej bratu w bezcelowych wędrówkach. Okazało się, że wszystkie przedsięwzięcia były bezskuteczne, ponieważ Aubrey nie chciał słuchać pocieszających słów, a też i podstępem nie można go było zmusić do uległości, bo wpadał w szał, kiedy próbowano zaprowadzić go do domu.
Tak przemijały tygodnie pełne troski; pozostawała nadzieja, że uda się uniknąć publicznego skandalu, jakim byłoby zamknięcie w zakładzie dla obłąkanych. Ten stracony już dla wszystkich człowiek zmienił nagle swoje zachowanie. W rzeczywistości obudziło się w nim poczucie winy, że nie może przyjaciół i znajomych ostrzec przed nieoczekiwanym zagrożeniem. Zaczął znów kontaktować się z ludźmi i starał się, aby uważano go za uleczonego z choroby.
Jednak już przy pierwszej okazji, jaką było huczne przyjęcie w stolicy, z powodu swego niepohamowanego lęku i egzaltowanego zachowania zwrócił na siebie w niekorzystny sposób uwagę publiczności. Czyhające, wypatrujące kogoś spojrzenia Aubreya były tak przenikliwe, wewnętrzne napięcie tak odczuwalne, że odstępowano od niego mimo woli. W końcu jego siostra została zmuszona usunąć go z towarzystwa, które negatywnie na niego wpływało i wywoływało afektację, wyrażającą się w napadach słabości, obfitych potach i uporczywych drgawkach. Bezradna Alicja wpadła na pomysł, aby zasięgnąć u dawnych opiekunów rady, w jaki sposób ochronić brata przed zniewagami i nieprzyjemnościami, które niósł każdy dzień jego wędrówek. Aby nie skompromitować się ostatecznie, co było nieuniknioną konsekwencją szaleństwa Aubreya, postanowiono, aby odtąd zamieszkał na stałe w domu lekarz zapewniający pacjentowi opiekę dniem i nocą i jeśli to tylko możliwe, na drodze dokładnych studiów tego rodzaju przypadłości powstrzymał posuwający się obłęd.
Kiedy radzono nad tym, niepokój Aubreya stał się tak wielki, że musiano zamknąć go ponownie w pokoju i nie spuszczać z oka. Stosując te ostre środki zaradcze, spodziewano się powstrzymać wpływ otoczenia, zmniejszyć napięcie i przywrócić do dawnego stanu psyche młodzieńca. Aubrey zdawał się nie dostrzegać tego wszystkiego, co z nim i wokół niego się działo; zbyt pochłonięty budzącymi strach myślami spędzał cale dnie w łóżku. Wreszcie pojawiły się stany utraty świadomości, a po nich połączone z konwulsjami majaki. Mimo ogromnego zmęczenia cierpiący młodzieniec prowadził w chwilach, gdy ataki ustępowały, dziwne monologi, liczył dni, jakie pozostały do końca roku, i niekiedy, przy określonej liczbie, którą odliczał na palcach, kąciki jego ust unosiły się w lekkim uśmiechu. Potrafił siedzieć godzinami zamyślony, przekonany, że jest w stanie przewidzieć fakty doty-|l czące przyszłości. Było to tylko niejasne przeczucie, rodzaj wybiegającego naprzód