ca, który czekał w sąsiednim pokoju na to, aby złożyć Aubreyowi uszanowanie i swoje starania o siostrę móc jeszcze raz przedstawić w najgorętszych słowach. Alicja schwyciła brata za rękę, pocałowała go w oba policzki, a jasne łzy radości zalśniły w jej oczach. Aubrey był w najwyższym stopniu zdumiony, opamiętał się jednak szybko. Mówił do niej serdecznie, życząc wszystkiego najlepszego i przytulił ją czule do siebie. W tym momencie upadł na podłogę mały przedmiot, miniaturka, którą siostra nosiła na piersiach. Aubrey podniósł ją i nagle stanął jak wryty. Kiedy odzyskał świadomość, wydał okropny krzyk, jak gdyby został boleśnie zraniony. Zdał sobie jasno sprawę, że nie ucieknie przed przeznaczeniem. Miniaturka wykonana przez jednego z najlepszych artystów przedstawiała przeklętego lorda Ruthwena. Aubrey poznał, że wszystkie wysiłki, aby stłamsić żywe w jego podświadomości wizje, były próżne. To przekonanie wprawiło go na skutek doznanego szoku w stan całkowitej apatii, która szybko przemieniła się w istny szał. - Nigdy, nigdy! - krzyczał przerażającym głosem. - Nigdy nie poślubisz tego człowieka!
Rzucił portretem o ziemię i rozdeptał go z wściekłością.
Jego zachowanie zdumiało zebranych, uważających wybuch za nawrót choroby. Aubrey padł swej siostrze do stóp, prosił i zaklinał, aby zaczekała jeszcze tylko kilka dni, nim stanie na ślubnym kobiercu.
Alicję zaskoczyła niespodziewana reakcja brata, ponieważ sądziła, że wybierając na męża jego byłego towarzysza, zrobi mu nie tylko radosną niespodziankę, ale także wprowadzi harmonię i zgodę do rodzinnego domu.
W chwili, kiedy Aubrey owładnięty strachem błagał siostrę, aby postąpiła według jego woli, otwarły się z hukiem drzwi i przestąpił próg lord Ruthwen. Narzeczony siostry Aubreya z wyrazami najgłębszego żalu z powodu powracającej niedyspo-zycji, jak się wyraził, najbliższego na świecie dla Alicji człowieka, schwycił młodzieńca i przeniósł do nieopodal stojącego łoża. Aubrey usłyszał jeszcze wypowie* dzianą z sykiem formułę przysięgi, potem stracił przytomność i pozostał przez kilka następnych dni w całkowitym omdleniu, mimo starań sprowadzonych z Londynu lekarzy.
Alicja nie potrafiła pogodzić troski o brata z obowiązkami przyszłej małżonki. Jej cichy ślub z lordem Ruthwenem, któremu tymczasem w związku z wygaśnięciem starszej linii rodu przypadł tytuł hrabiego Marsden, był skromny; już następnego dnia wyjechali oboje.
Aubrey, którego stan z dnia na dzień pogarszał się, raz jeszcze odzyskał przytomność; wydawało się to istnym cudem. Dokładnie w tym samym dniu, w którym przed rokiem zmarł Ruthwen, podniósł się w pełni sił z posłania, zażądał natych-