Mimowolnie stanąłem. Szelest sukni, tak dobrze mi znajomy, kazał memu sereu mocniej zabić. Potem doleciały do mnie słowa pieśni nuconej półgłosem. Było to pożegnanie króla serbskiego ze swą ukochaną, kiedy odjeżdżał na wojnę:
„Młoda topolo moja - mówił stary król - odchodzę ja na wojnę, a ty zapomnisz o mnie. Dorodne i gibkie są drzewa u podnóża gór rosnące, lecz dorodniejsza i bardziej gibka jest kibić twa młoda!
Czerwone są jagody jarzębiny kołysanej wiatrem, lecz czerwieńsze od jarzębinowych jagód są usta twoje!
Jam zaś jak dąb stary, bezlistny i bielsza od piany Dunaju jest broda moja!
I ty, serce moje, zapomnisz o mnie i umrę z tęsknoty do ciebie, wróg bowiem nie odważy się zabić króla starego”.
I odrzekła mu piękna dziewczyna:
„Przysięgam, nie zapomnę cię i pozostanę ci wierna. Lecz jeśli przysięgę naruszę, wstań z grobu i wyssij krew z mego serca”.
W tym miejscu Zdenka urwała, jakby się bała zakończyć pieśń. Nie mogłem się powstrzymać. Ten głos, taki tkliwy, taki czuły, był głosem samej księżnej de Gramont.. Bez żadnego namysłu pchnąłem drzwi i wszedłem do pokoju. Zdenka dopiero co zdjęła z siebie coś w rodzaju czamarki, jakie w tych stronach noszą kobiety. Miała teraz na sobie wyszywaną złotym i czerwonym jedwabiem koszulkę i ściągniętą w talii zwyczajną spódnicę w kratkę. Jej cudowne, płowe warkocze były rozplecione i tak na poły rozebrana wydawała się jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Moje nagłe pojawienie się wcale jej nie rozgniewało, była jednak, jak mi się zdawało, zażenowana i zaczerwieniła się z lekka.
- Ach - powiedziała - po cóżeś przyszedł, co sobie o mnie pomyślą, jak nas zobaczą.
- Zdenko, serce moje - odpowiedziałem jej - nie obawiaj się niczego, tylko konik polny w trawie i chrabąszcz w locie mógłby usłyszeć to, co d powiem.
- Nie, luby, odejdź, odejdź jak najprędzej! Jeśli brat nas zastanie - jestem zgubiona.
- O nie, Zdenko, odejdę dopiero wtedy, kiedy mi obiecasz, że będziesz mnie zawsze kochać, jak ta piękna dziewczyna z twojej pieśni, która obiecała miłość królowi. Wkrótce odjadę, Zdenko, kto wie, kiedy się znowu zobaczymy? Zdenko, tyś mi droższa nad mą duszę, nad me zbawienie. Moje żyde i krew moja do debie należą. Czyż nie podarujesz mi za to jednej godziny?
- Wszystko może się zdarzyć w ciągu jednej godziny - odpada Zdenka w zadumie, lecz nie zabrała mi swojej ręki. - Nie znasz mego brata - dodała i zadrżała -już ja czuję, że przyjdzie.
- Uspokój się, moja Zdenko - rzekłem w odpowiedzi. - Brata twego zmogły bezsenne noce, ukołysał go wiatr, co szumi w listowiu. Sen ma głęboki, noc jest długa, proszę cię, pobądź ze mną z godzinkę! A potem - żegnaj... być może, na zawsze!