Czyżbym zasnęła? Wracajmy, wracajmy prędko.
- Źłe wyglądasz, Carmillo. Nie jest ci słabo? Będziesz musiała napić się wina.
*• Chętnie, ale już mi trochę lepiej. Zaraz wszystko będzie w porządku. Daj mi wina - dodała, gdy podeszłyśmy do drzwi. - Ale popatrzmy jeszcze przez chwilę. Może to po raz ostatni oglądam z tobą księżyc.
- Jak się czujesz, Carmillo? Czy naprawdę lepiej? - zapytałam.
Zaczęłam się nagle lękać, czy nie została porażona atakiem owej dziwnej choroby, która, jak powiadano, szalała w okolicy.
- Tatuś byłby ogromnie zmartwiony - powiedziałam - gdyby okazało się, że czując się źle, nic nam o tym nie mówisz. Mamy tu bardzo dobrego lekarza; znasz go, był dziś u tatusia.
- Wiem o tym. Wiem, jacy wszyscy jesteście dla mnie dobrzy, ale doprawdy, najdroższa, czuję się zupełnie dobrze. To nic poważnego, to tylko lekkie osłabienie. Powiadają, że jestem delikatna. Trudno mi zdobyć się na wysiłek. Męczy mnie spacer łatwy dla trzyletniego dziecka. Czasami jeszcze i te mizerne siły mnie opuszczają i wówczas nadchodzi to, co ujrzałaś przed chwilą. Ale na szczęście z łatwością wracam do sił. W jednej chwili znów jestem sobą. Spójrz, już czuję się dobrze. W rzeczy samej tak było. Rozmawiałyśmy długo, Carmilla była niezwykle ożywiona. Owego wieczoru nie wracałam już do tego, co nazywałam przypływami jej namiętności. Mam tu na myśli jej szalone słowa i spojrzenia, które przyprawiały mnie o zakłopotanie, a nawet o przestrach.
Tejże nocy jednak wydarzyło się coś, co skierowało me myśli na zupełnie nowe tory, a nawet, jak się wydaje, wstrząsnęło Carmillą, na krótko pobudzając jej zwykle uśpioną energię.
Wróciłyśmy do salonu; podano nam kawę i czekoladę, a Carmilla, choć nie tknęła napojów, zdawała się znów być sobą. Madame i mademoiselle de Lafontaine przysiadły się do nas z kartami i grałyśmy właśnie, gdy do pokoju wszedł ojciec na swą, jak mawiał, „obowiązkową herbatkę”.
Gdy gra dobiegła końca, usiadł on na kanapie obok Carmilli i z nutą niepokoju w głosie zapytał ją, czy od czasu przybycia tu miała jakieś wiadomości od matki. Gdy zaprzeczyła, spytał, czy nie wie, gdzie można by ją listownie odnaleźć.
- Nie mogę powiedzieć - odparła dwuznacznie. - Myślałam jednak o wyjeździe; zbyt już nadużyłam pańskiej dobroci i gościnności. Sprawiłam panu już dosyć kłopotu, myślałam więc, by wynająć jutro powóz i ruszyć w ślad za matką. Wiem, gdzie ostatecznie będę ją mogła odszukać, choć na razie muszę o tym milczeć.
- Ależ nie wolno ci nawet myśleć o czymś takim - wykrzyknął ojciec ku mej uldze.