320
» niąc zębami, wyskoczyliśmy, wracając do zimnej kąpieli w łacinie. I nie myślcie, że tłumaczenia te, na które noce nam schodziły były zadaniem Bzkol-1 nem; — nie, samiśmy je sobie zadali. - , 1 ,
— Pomnisz ty to jeszcze Adamie? i 1
„Ja wszystko pamiętam, jednej zda się chwili nie straciłem z tćj przeszłości, którą mi miło wspomnióć dziś jeszcze. Pamiętam i ciebie łagodny, uczony professorze Walicki, któryś mnie na drogę filologicznej nad językiem pracy, zastanowienia wprowadził, któryś podał myśl tój historyi języka polskiego, leżącej po dziś dzień w tece, czekającej rozpalonego kominka. Pamiętam zdrowe twoje rady, serdeczne przywiązanie do mowy, której czystości broniłeś, którąś chciał nieskażoną wlać w usta uczniom twoim. I twe uszanowanie dla Kopczyńskiego, i twój wstręt do wyrazu przedttaiciam, barbarzyńskiego, naturze języka wbrew przeciwnego. Trzebaby też być niewdzięcznym, żeby takich rzeczy nie pamiętać.
„Zaczęte w BiaUj jeszcze powieści, porzuciłem już, porzuciłem poezye, wziąłem się do języków, a w szczególności języka swojego. Zaszczepiona chęć zgłębienia jego zasad, natury przeszłości, pozostała na długo w umyśle. Pod wpływem to nauczyciela, którego nie miałem już w Wilnie, począłem zbierać inateryały do dziejów języka, chronologiczne wypisy z dzieł; wreszcie układać glossarium. To ostatnie dzieło, którego bez wątpienia nigdy nie dokonam, mogłoby być użytecznem. W niem miały się zuwrzćć wy-* razy wyszłe zupełnie z użycia, z objaśnieniem kiedy były używane, w jakiem znaczeniu, i kiedy je zarzucono; wyrazy, które zmieniły znaczenie nn inne, jakich jest bardzo wiele i t. p. Wyciągi z Lindego stały się podstawą glossarium , ale przybyło do nich z czytania mnóstwo wyrazów, wiele znaczeń.
„W tćm cichćm i spokojnóm miasteczku przebytych lat dwa, pomimo kilku nieprzyjemnych wspomnień, wpłynęły zapewne na moję przyszłość. Więcej tu pracowałem niż kiedykolwiek: ale zmieniłem kierunek. W Bia-lój bawiliśmy się więcej niż uczyli fizyką i chemią; w Lublinie męczyłem się matematyką; w Swisłoczy właściwie wziąłem się do języka i literatury. Tu czytałem Górnickiego, Keja, Kochanowskiego, świćżo wydanych w Warszawie, w małćj, taniej edycyi. Prócz tego jakie mi wpadły pod rękę książki, jakich od Walickiego dostać mogłem, i z niewielkiej pułki pana Ho-łówki zarwałem, Czytałem wszystkie. Trzy, czy cztery razy Mołiere wpadał mi w ręce, zawszem się nim jak nową znajomością cieszył. Nie kończyłem już powieści moich, bo pisałem obszerną rozprawę o przysłowiach* zbierałem wypisy z autorów XVI wieku; prócz tego ślęczałem nad łaciną, uczyłem się słowiańskiego, i ruskiego języka. Wypadło zdjąć plan szkolnego gmachu, i to mnie, jako lepićj rysującemu polecono: o ile sobie przypomnićć mogę, niebardzo mi się udała architektura, chociaż ją nauczyciele z zadowoleniem przyjęli- Obok tych zatrudnień szły jeszcze le-keye muzyki, ale powolnie, nudnie, a podobno bezkorzystnic. Nie mając w domu fortepianu, czego się było można nauczyć z dwóch czy trzech w tygodniu lekcyj.