zamęt i mrok. Nie wiem zupełnie nic. Proszę zadawać pytania. Zna pan przecież granice, których mama nie pozwoliła mi przekroczyć.
- Oczywiście, drogie dziecko, nie potrzebuję jednak dotykać spraw, co do których matka twoja zastrzegła milczenie. Wracając zaś do niezwykłego zjawiska: otóż dziwy ostatniej nocy polegały na tym, że przeniesiona zostałaś z łóżka do pokoju, nie budząc się, podczas gdy - jak się zdaje - okna i wszystkie drzwi twego pokoju zamknięte były od wewnątrz.
Carmilla siedziała, wsparta na dłoni, bezradnie. Madame i ja słuchałyśmy z zapartym tchem.
- A oto moje pytanie - ciągnął ojciec. - Czy kiedykolwiek byłaś podejrzewana o chodzenie we śnie?
- Od czasów gdy byłam zupełnie mała, nigdy.
- A więc w dzieciństwie chodziłaś we śnie?
- Tak, podobno. Moja stara niania często mi o tym wspominała.
Ojciec uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Oto, co się wydarzyło: wstałaś we śnie, otwarłaś drzwi, nie zostawiając klucza w zamku jak zwykle, po czym zamknęłaś drzwi z zewnątrz, ponownie wyjęłaś klucz i wzięłaś go ze sobą, udając się do jednego z dwudziestu pięciu pokojów na tym piętrze albo też na dół czy na górę. Jest tu tak wiele komnat, zakamarków, tyle ciężkich mebli i różnych gratów, że tydzień trwałoby dokładne przeszukanie całego domu. Rozumiesz, ku czemu zmierzam?
- Tak, choć niezupełnie - odparła.
- A jak wyjaśnisz, tatusiu - wtrąciłam - że Carmilla obudziła się na kanapie w garderobie, którą tak dokładnie przeszukałyśmy?
- Przyszła tam już po waszych poszukiwaniach, wciąż we śnie; na koniec obudziła się, równie zdziwiona tym, że się tam znajduje, jak my wszyscy. Chciałbym, Carmillo - dodał ze śmiechem - żeby wszystkie tajemnice dało się wytłumaczyć równie łatwo i niewinnie jak tę. Możemy się tylko cieszyć, że to najbardziej naturalne wyjaśnienie całego zajścia nie każe nam uciekać się do omamów, machinacji z zamkami, włamywaczy, trucicieli, czarownic - słowem do niczego, co mogłoby dać podstawy do przypuszczenia, iż cokolwiek zagraża Carmilli czy komukolwiek z nas.
Carmilla wyglądała czarująco. Twarz jej, mieniąca się żywymi kolorami, była piękna jak nigdy. Owa właściwa jej, pełna wdzięku powolność ruchów podkreślała jeszcze jej urodę. Ojciec musiał milcząco porównywać jej wygląd z moim, gdyż rzekł z westchnieniem:
- Ach, gdybyż moja biedna Laura znów wyglądała tak jak kiedyś!