BRAM STOKER: DRACULA Fragmenty
Dziennik Jonathana
Harkera
(Stenogram)
5 maja, na zamku. [...] Wreszcie góry zbliżyły się z obu stron i jakby zamknęły nad nami: wjeżdżaliśmy na przełęcz Borgo. Wielu pasażerów dawało mi teraz upominki, wciskane do rąk z taką powagą, że nie potrafiłem odmówić ich przyjęcia; z pewnością były to dary szczególnego rodzaju, ale każdy z nich został ofiarowany w dobrej intencji, z przyjaznym słowem, z błogosławieństwem lub z ową dziwną kombinacją ruchów odpędzających złe moce. Widziałem to już przed gospodą w Bystrzycy: znak krzyża i gest chroniący przed złym urokiem. Tymczasem pędziliśmy dalej, woźnica pochylił się nad grzbietami koni, a pasażerowie, wyglądając z obu stron dyliżansu, z napięciem wpatrywali się w ciemność. Było oczywiste, że wydarzyło się albo miało się wydarzyć coś bardzo niepokojącego, ale choć pytałem każdego z podróżnych po kolei, żaden nie udzielił mi najmniejszej nawet informacji. Ten stan podniecenia utrzymywał się przez jakiś czas, aż w końcu ujrzeliśmy, jak przełęcz przed nami otwiera się ku wschodowi. Nad naszymi głowami przepływały ciemne, groźne chmury, a w powietrzu wisiała jakby ciężka, przytłaczająca zapowiedź bliskiej burzy. Miałem wrażenie, że łańcuch górski rozdziela dwa rodzaje atmosfery i że wjeżdżamy właśnie w strefę burzy. Zacząłem rozglądać się za powozem, który miał zawieźć mnie do hrabiego. [...]
- Nie ma powozu. Nikt na pana nie czeka. Lepiej pojechać z nami do Bukowiny i wrócić tu jutro albo pojutrze, lepiej pojutrze.
Woźnica nie skończył jeszcze, gdy konie zaczęły parskać, rżeć i stawać dęba, aż musiał je przytrzymać. Potem, przy wtórze chóralnych okrzyków wieśniaków, którzy żegnali się jeden przez drugiego, podjechała do nas z tyłu kolasa zaprzężona w czwórkę koni, zatoczyła krąg i zatrzymała się tuż obok dyliżansu. W świetle latarni spostrzegłem, że komę są czarne jak węgiel i wspaniale zbudowane. Powoził nimi wysoki mężczyzna z długą, ciemną brodą i w wielkim, czarnym kapeluszu, którym zdawał się przed nami zasłaniać. Gdy zwrócił ku nam twarz, widać było tylko bardzo jasne oczy, pobłyskujące czerwono w świetle latarni. Powiedział do woźnicy:
- Wcześnie dziś przyjechałeś, przyjacielu.
Biedak wyjąkał w odpowiedzi:
- Pan z Anglii bardzo się śpieszył.