BRAM 5T0KER: DRACULA 474
poszukiwanie wielkiego żywego trupa, a gdy Pan go znajdzie, niech utnie mu Pan głowę, spali serce albo przebije je kołem, aby świat miał od niego spokój.
Jeśli więc musi tak być, niech pan będzie zdrowy.
Van Helsing
Dziennik doktora Sewarda
29 września, rano. [...] Dokładnie trzy kwadranse na dwunastą sforsowaliśmy niski mur cmentarny. Noc była ciemna; od czasu do czasu światło księżyca wydostawało się jasnym błyskiem spomiędzy sunących po niebie chmur. Trzymaliśmy się blisko siebie; Van Helsing nieco z przodu, by nas prowadzić. Gdy byliśmy już blisko grobu, obserwowałem czujnie zachowanie Artura, gdyż obawiałem się, że jego obecność w tym miejscu, które musiało budzić w nim tak wiele strasznych wspomnień, bardzo go zdenerwuje, ale trzymał się dobrze. Wyglądało na to, że tajemniczość tej wyprawy stanowiła antidotum na jego ból. Profesor otworzył drzwi i, ponieważ zauważył w nas naturalne, choć z rozmaitych powodów płynące wahanie, rozwiązał trudność w ten sposób, że sam pierwszy wszedł do środka. Poszliśmy za nim, a on zamknął drzwi. Zapalił potem ślepą latarkę i wskazał na trumnę. Artur zbliżył się z wahaniem, a Van Helsing rzekł, zwracając się do mnie:
- Był pan tu ze mną wczoraj. Czy dało panny Lucy znajdowało się w tej trumnie? -Tak.
Profesor zwrócił się do pozostałych i powiedział:
- Słyszyde to, a mimo to jest pośród nas jeden, który nie daje mi wiary.
Wziął śrubokręt i znów zdjął z trumny wieko. Artur przypatrywał się z napiędem, był blady i milczący; kiedy wieko uniosło się, przystąpił bliżej. Nie wiedział najwyraźniej albo zapomniał z jakiegoś powodu, że była jeszcze ołowiana trumna. Kiedy ujrzał cięda w metalu, krew na moment uderzyła mu do twarzy, ale zaraz z niej odpłynęła, tak że znów był tak kredowoblady jak przedtem. Wciąż jeszcze milczał. Van Helsing odgiął ołów, spojrzeliśmy wszyscy i przestraszyliśmy się. Trumna była pusta.
Przez kilka minut panowało lodowate milczenie. Quincey Morris przerwał ciszę:
- Profesorze, zaręczyłem za pana. Nie potrzebuję nic poza pana słowem honoru. W normalnych warunkach nie pytałbym pana o coś takiego, nie wątpiłbym w pańską uczdwość, to jednak jest tajemnica leżąca już poza sferą honoru lub jego braku. Czy p a n to zrobił?
- Przysięgam panu na wszystko, co jest dla mnie święte, że nie dotknąłem jej, nie mówiąc już o usuwaniu. Rzecz ma się następująco: przedwczoraj w nocy przyszedłem tu z Johnem, z najlepszymi zamiarami, może mi pan wierzyć. Otworzyłem
.k.