ków i z każdym dniem staje się słabsza i bardziej ospała. W nocy słyszę często, że dyszy, jakby się miała udusić. Klucz do naszych drzwi umocowuję w nocy do przegubu, ale Lucy wstaje, chodzi po pokoju i siada potem przy otwartym oknie. Dzisiaj w nocy ocknęłam się i znów zastałam ją tam, wychyloną. Próbowałam ją zbudzić, co okazało się niemożliwe, gdyż była nieprzytomna. Kiedy udało mi się przywołać ją do żyda, była okropnie słaba i płakała dćho pomiędzy długimi, strasznymi walkami o oddech. Na moje pytanie, jak doszło do tego, że siedzi przy otwartym oknie, potrząsała główką i odwracała twarz. Mam nadzieję, że owo złe samopoczucie nie bierze się z ukłucia agrafką. Zbadałam jej gardło, gdy spała, i spostrzegłam, że ranki jeszcze się nie zagoiły. Są wdąż otwarte i większe niż dotąd, z brzegami zabarwionymi białawo. Wyglądają jak małe, białe punkciki z czerwonymi środkami. Jeśli nie zagoją się do jutra lub najdalej pojutrze, będę nalegać, by sprawą zajął się lekarz. [...]
Dziennik doktora Sewarda (zarejestrowany fonograficznie)
7 września. [...] Van Helsing i ja zostaliśmy zaprowadzeni do pokoju Lucy. Jeśli wczoraj przestraszyłem się na jej widok, to dziś, kiedy ją ujrzałem, byłem przerażony. Miała twarz upiornie, kredowo bladą; czerwień zdała się zniknąć nawet z jej warg i dziąseł, a kości policzkowe mocno sterczały pod skórą. Straszne było widzieć i słyszeć, jak oddycha. Twarz Van Helsinga zesztywniała jak marmur, brwi mu się śdągnęły, że zetknęły się ponad nosem. Lucy leżała nieruchomo na poduszkach i nie miała siły mówić; przez jakiś czas panowała grobowa dsza. Potem Van Helsing skinął na mnie i ostrożnie wyszliśmy z pokoju Lucy. Ledwie zamknęliśmy za sobą drzwi, pobiegł szybko korytarzem do następnego pokoju, którego drzwi były otwarte. Wciągnął mnie do środka i zamknął je.
- Mój Boże - powiedział - to przecież straszne. Nie ma ani chwili do stracenia. Brak jej krwi, by utrzymać ruchy serca, i musi umrzeć, jeśli natychmiast nie zostanie podjęta transfuzja. Chce pan, czy też to ja mam...?
- Jestem młodszy i silniejszy, profesorze. Chcę.
- Więc niech się pan od razu przygotuje. Przyniosę moją torbę z narzędziami. Jestem przygotowany.
Zszedłem z nim po schodach. W tym momencie dało się słyszeć pukanie do drzwi domu. Kiedy dotarliśmy do sieni, służąca otworzyła drzwi i spiesznie wszedł przez nie Artur. Rzucił się ku mnie i wyszeptał w podnieceniu:
- Jack, jestem taki zaniepokojony. Wyczytałem coś między wierszami twego listu i pełny jestem śmiertelnego strachu. Papa czuje się lepiej, przyjechałem więc, by zobaczyć osobiście... Czy to właśnie profesor Van Helsing? Jestem panu tak bardzo wdzięczny, panie doktorze, że pan przybył.