skanuj0102

skanuj0102



186 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ

Zadrżałem do głębi na ten widok. Nie mogło być wątpliwości. Był to pan de V...

Gdy elegancki pojazd mijał mnie, dudniąc dyskretnie elastycznym pudłem — Bianka powiedziała coś do ojca, który odwrócił się i skierował na mnie spojrzenie swych wielkich czarnych okularów. Miał twarz szarego lwa bez grzywy.

W uniesieniu, nieprzytomny niemal od najsprzeczniejszych uczuć, zawołałem: — licz na mnie!... — i — do ostatniej kropli krwi... — i wypaliłem w powietrze z pistoletu dobytego z zanadrza.

XXIX

Wiele przemawia za tym, że Franciszek Józef I był w gruncie rzeczy potężnym i smutnym demiurgiem1. Jego oczy wąskie, tępe jak guziczki, siedzące w trójkątnych deltach zmarszczek, nie były oczyma człowieka. Twarz jego uwłosiona białymi jak mleko, w tył zaczesanymi bokobrodami, jak u japońskich demonów, była twarzą starego, osowiałego lisa. Z daleka, z wysokości terasy Schónbrunnu2 twarz ta dzięki pewnemu układowi zmarszczek zdawała się uśmiechać. Z bliska ten uśmiech demaskował się jako grymas goryczy i przyziemnej rzeczowości nie rozjaśnionej błyskiem żadnej idei. W chwili gdy pojawił się na widowni świata w generalskim zielonym pióropuszu, w turkusowym płaszczu do ziemi, lekko zgarbiony i salutujący, świat doszedł był w swym rozwoju do jakiejś szczęśliwej granicy. Formy wszystkie, wyczerpawszy swą treść w nieskończonych metamorfozach, wisiały już luźno na rzeczach, na wpół złusz-czone, gotowe do strącenia. Świat przepoczwarczał się gwałtownie, wylęgał się w młodych, szczebiotliwych i niesłychanych kolorach, rozwiązywał się szczęśliwie we wszystkich węzłach i przegubach. Mało brakowało, a mapa świata, ta płachta pełna łat i kolorów byłaby, falując, pełna natchnienia uleciała w powietrzu. Franciszek Józef I odczuł to jako osobiste niebezpieczeństwo. Jego żywiołem był świat ujęty w regulaminy prozy, w pragmatykę3 nudy. Duch kancelaryj i cyrkułów4 był jego duchem. I rzecz dziwna. Ten starzec oschły i stępiały, nie posiadający nic ujmującego w swej istocie — zdołał przeciągnąć wielką część kreatury5 na swoją stronę. Wszyscy lojalni i przewidujący ojcowie rodzin uczuli się wraz z nim zagrożeni i odetchnęli z ulgą, gdy potężny ten demon położył się swym ciężarem na rzeczach i zahamował wzlot świata. Franciszek Józef I pokratkował świat na rubryki, uregulował jego bieg przy pomocy patentów6, ujął go w karby proceduralne i zabezpieczył przed wykolejeniem w nieprzewidziane, awanturnicze i zgoła nieobliczalne.

Franciszek Józef I nie był nieprzyjacielem godziwej i bogobojnej radości. On to wymyślił w pewnego rodzaju przewidującej dobrotliwości c. k. loterię dla ludu, senniki egipskie, kalendarze ilustrowane oraz c. k. tabak-trafiki7. Ujednostajnił on służbę niebieską, odział ją w symboliczne niebieskie uniformy i wypuścił na świat podzielony na dykasterie i rangi8, personel zastępów anielskich w postaci listonoszy, konduktorów

1

   demiurg — zob. Nawiedzenie, przyp. 8.

2

   Schonbrunn — letni pałac cesarski w Wiedniu.

3

   pragmatyka (z gr.) — tu: porządek czynności urzędowych.

4

   cyrkuł (z łac.) — komisariat policji państwowej lub jednostka podziału terytorialnego, okręg, dzielnica.

5

   kreatura (z łac.) — tu: całość stworzenia.

6

   patenty — tu: rozporządzenia, rozkazy monarsze.

7

   c. k. tabak-trafiki — sklepy „cesarsko-królewskiego" monopolu tytoniowego.

8

   Aluzja jednocześnie do „niebiańskiego” pochodzenia władzy cesarza — i do umundurowania obowiązującego urzędników państwowych monarchii. Nb. sam cesarz nosił najchętniej błękitny mundur wojskowy; dykast er ia (z gr.) — tu: oddział, instancja sądu, urzędu administracyjnego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanuj0118 218 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ ona czas jakiś na swym rozkwicie, cierpliwa i obojętna, zale
skanuj0088 158 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄIX Miałem wiele powodów do przyjęcia, że księga ta była dla m
skanuj0115 212 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ zania swej istoty, aż do samounicestwienia... — Potem nagle
skanuj0123 264 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ posuwać się od drzwi do drzwi, czytając w ciemności umieszcz
skanuj0125 268 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ same, uchyliły, jak usta otwierające się bezbronnie we śnie.
skanuj0126 270 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ masz pojęcia jak trudno było o kredyt, z jakim niedowierzani
skanuj0085 152 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Przed kawiarnią ustawiono już stoliki na bruku. Panie siedzi
skanuj0083 2 148 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ jeden i ten sam uśmiech w tysiącznych powtórzeniach, który
skanuj0084 150 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ świetle magicznym. I aż dziw, że pod tym szczodrym księżycem
skanuj0091 164 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ ją opiszę? Wiem tylko, że jest w sam raz cudownie zgodna ze
skanuj0092 166 SANATORIUM POD KLEPSYDRA Wtedy nagle cały park staje się jak ogromna, milcząca orkies
skanuj0093 168 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ majaczliwe, bredzące i niepoczytalne. A jednak dopiero za ic
skanuj0095 172 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ pytaniami, jak milionami słodkich ssawck komarzych. Chciałyb
skanuj0096 174 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ przez żadne powtarzanie nie wyczerpana. Idzie ten mąż i tuli
skanuj0098 178 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ dumie. Każdym swym ruchem wkłada się ona pełna dobrej woli i
skanuj0099 180 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Potem wstają obie, złożywszy książki. W jednym krótkim spojr
skanuj0101 184 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄXXVI Zbyt wiele dzieje się w tej wiośnie. Zbyt wiele aspiracy
skanuj0105 192 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ apoteozę1 na tle obłoków, wspartego urękawicznionymi rękami
skanuj0106 194 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ klejnotami i złotą plombą w zębach — żywy biust zesznurowany

więcej podobnych podstron