212 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ
zania swej istoty, aż do samounicestwienia... — Potem nagle z tryumfującą miną pyta: — Czy pamiętasz Lonkę, córkę Antosi, praczki, z którą bawiłeś się, będąc mały? — Spojrzałem na nią zdziwiony. — To byłam ja — rzekła, chichocąc — tylko że byłam jeszcze wówczas chłopcem. Czy podobałam ci się wtedy?
Ach, w samym sednie wiosny coś psuje się i rozprzęga. Bianko, Bianko, czy i ty mnie zawodzisz?
XL
Boję się przedwcześnie odsłonić ostatnie atuty. Gram o zbyt wielką stawkę, ażebym mógł to zaryzykować. Rudolfowi od dawna przestałem składać sprawozdania z biegu wypadków. Jego zachowanie zresztą zmieniło się od pewnego czasu. Zazdrość, która była dominującą cechą jego charakteru, ustąpiła miejsca pewnej wielkoduszności. Jakaś skwapliwa życzliwość zmieszana z zakłopotaniem objawia się w jego gestach i niezręcznych słowach, ile razy spotykamy się przypadkiem. Dawniej pod jego mrukliwą miną milczka, pod jego wyczekującą rezerwą, kryła się jednak pożerająca go ciekawość, głodna każdego nowego szczegółu, każdej nowej wersji o sprawie. Obecnie jest dziwnie uspokojony, nie pragnie już nic ode mnie się dowiedzieć. Jest mi to teraz właściwie bardzo na rękę, gdy noc w noc odbywam te niezmiernie ważne posiedzenia w Panoptikum, które muszą do czasu pozostać w najgłębszej tajemnicy. Dozorcy zmorzeni wódką, której im nie żałuję, śpią w swoich komórkach snem sprawiedliwych, gdy ja przy świetle kilku kopcących świec konferuję w tym dostojnym gronie. Są tam przecież wśród nich i koronowane głowy i pertraktowanie z nimi nie należy do łatwych rzeczy. Z dawniejszych czasów zachowali ten bezprzedmiotowy heroizm, pusty teraz i bez tekstu, ten płomień, to spalanie się w ogniu jakiejś koncepcji, to postawienie całego życia na jedną kartę. Ich idee, dla których żyli, zdyskredytowały się, jedna za drugą, w prozie dnia codziennego, ich lonty wypaliły się, stoją oni puści i pełni niewyżytej dynamiki i, błyszcząc oczyma nieprzytomnie, czekają na ostatnie słowo swej roli. Jak łatwo jest sfałszować w tym momencie to słowo, podsunąć im pierwszą lepszą ideę — gdy są tak bezkrytyczni i bezbronni! To ułatwia mi znakomicie zadanie. Z drugiej strony jednak trudno jest niezmiernie dotrzeć do ich umysłu, zapalić w nich światło jakiejś myśli, taki przeciąg jest w ich duchu, tak pusty wiatr przewiewa ich na wskroś. Już samo obudzenie ich ze snu kosztowało wiele trudu. Leżeli wszyscy w łóżkach bladzi śmiertelnie i bez oddechu. Nachylałem się nad nimi, wymawiając szeptem słowa dla nich najistotniejsze, słowa, które powinny były jak prąd elektryczny ich przeniknąć. Otwierali jedno oko. Bali się dozorców, udawali martwych i głuchych. Dopiero gdy upewnili się, że jesteśmy sami, przypodnosili się na swoich posłaniach, obandażowani, złożeni z kawałków, przyciskając drewniane protezy, imitowane, fałszywe płuca i wątroby. Byli z początku bardzo nieufni i chcieli recytować wyuczone role. Nie mogli pojąć, że można od nich czegoś innego żądać. I tak siedzieli tępo, postękując czasem, ci świetni mężowie, kwiat ludzkości, Dreyfus i Garibaldi, Bismarck i Wiktor Emanuel I, Gambetta i Mazzini101 i wielu innych. Najtrudniej
101 Dreyfus — zob. przyp. 81; Giuseppe Garibaldi (1807-1882) — generał włoski, bojownik o wyzwolenie i zjednoczenie Włoch, demokrata i republikanin; Otto von Bismarck (1815-1898) — prusko-niemiccki mąż stanu, pierwszy kanclerz zjednoczonego cesarstwa niemieckiego, uosobienie nacjonalizmu i imperializmu niemieckiego; Wiktor Emanuel l (1759-1824) — król Sardynii w I. 1802-1821, po upadku Napoleona I odzyskał posiadłości kontynentalne (Piemont), abdykował w wyniku rewolucji; Leon Gambetta (1838-1882) — polityk francuski, przywódca partii republikańskiej w okresie II Cesarstwa, po klęsce sedańskicj proklamował III Republikę i zajmował różne stanowiska w rządzie francuskim; Giuseppe Mazzini (1805-1872) — włoski demokrata i rewolucjonista, w r. 1830 wydalony z Włoch za udział w ruchu karbonariuszy. twórca organizacji Młode Włochy (1831), od 1837