skanuj0110

skanuj0110



202 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ

wane rzemienie na piersiach. Jednorożec chilijski stanął dęba1. Widzi się go wieczorami na tle nieba, patetyczne zwierzę, znie-ruchomione grozą, z kopytami w powietrzu.

XXXVI

Dni schodzą coraz głębiej w cień i zadumę. Niebo zamknęło się, zatarasowało, wzbierając coraz ciemniejszą stalową burzą, i milczy nisko skłębione. Ziemia spalona i pstra przestała oddychać. Tylko ogrody rosną bez tchu, sypią się listowiem nieprzytomne i pijane i zarastają każdą wolną szczelinę chłodną substancją listną. (Pryszcze pąków były lepkie, jak wyprysk świerzbiący, bolesne i jątrzące się — teraz goją się chłodną zielenią, zabliźniają wielokrotnie liść na liściu, kompensują stokrotnym zdrowiem, na zapas, ponad miarę i bez rachuby. Już nakryły i zgłuszyły pod ciemną zielenią zgubione wołanie kukułki, słychać już tylko daleki i stłumiony jej głos zaszyty w głębokie wirydarze, zatracony pod zalewem szczęśliwego rozkwitu.)

Czemu domy tak świecą w tym pociemniałym krajobrazie? Im bardziej chmurnieje szum parków, tym ostrzejsza staje się wapienna biel domów i świeci bez słońca gorącym refleksem spalonej ziemi, coraz jaskrawiej, jak gdyby za chwilę popstrzyć się miała czarnymi plamami jakiejś jaskrawej i pstrej choroby.

Psy biegną upojone, z nosami w powietrzu. Wietrzą coś nieprzytomne i wzburzone, buszując w puszystej zieleni.

Coś chce się sfermentować ze zgęszczonego szumu tych dni spochmurniałych — coś rewelacyjnego, coś ponad wszelką miarę ogromnego.

Próbuję i przymierzam, jakie zdarzenie mogłoby sprostać tej negatywnej sumie oczekiwania, która zbiera się w ogromny ładunek ujemnej elektryczności, co mogłoby dorównać tej katastrofalnej zniżce barometrycznej.

Gdzieś już rośnie i potężnieje to, na co w całej naturze naszej gotuje się ta zaklęsłość, ta forma, ten rozziew bez tchu, którego parki nie mogą wypełnić upojnym zapachem bzów.

XXXVII

Murzyni, Murzyni, tłumy Murzynów w mieście! Widziano ich tu i tam, równocześnie w kilku punktach miasta. Biegną przez ulice wielką, hałaśliwą, obdartą hałastrą, wpadają do sklepów żywnościowych, plądrują je. Żarty, szturchańce, śmiechy, toczące się szeroko białka oczu, gardłowe dźwięki i białe, błyszczące zęby. Nim zmobilizowano milicję, zniknęli jak kamfora.

Przeczuwałem to, nie mogło być inaczej. Było to naturalną konsekwencją meteorologicznego napięcia. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że od początku czułem: ta wiosna jest podszyta Murzynami.

Skąd wzięli się w tej strefie Murzyni, skąd przywędrowały te hordy Negrów w pasiastych bawełnianych piżamach? Czy wielki Barnum2 rozbił w pobliżu swój obóz, ciągnąc z niezliczonym trenem ludzi, zwierząt i demonów, czy w pobliżu stanęły gdzieś jego pociągi natłoczone nieskończonym gwarem aniołów, bestyj i akrobatów? Nigdy w świecie. Barnum był daleko. Moje podejrzenie zmierza w całkiem innym kierunku. Nie powiem nic. Dla ciebie milczę, Bianko, i żadna tortura nie wydobędzie ze mnie wyznania.

1

Schulz robi tu zapewne aluzję do godła państwowego Chile: tarcza herbowa podtrzymywana przez kondora i wspiętego na tylne nogi jelenia chilijskiej odmiany (huemul) — to właśnie zwierzę wziął prawdopodobnie Schulz za jednorożca; godło to pojawia się m.in. na dwucentowym znaczku wydanym w 1904 r.

2

wielki Barnum — chodzi tu o jedno z najsławniejszych w święcie przedsiębiorstw cyrkowych.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanuj0126 270 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ masz pojęcia jak trudno było o kredyt, z jakim niedowierzani
skanuj0085 152 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Przed kawiarnią ustawiono już stoliki na bruku. Panie siedzi
skanuj0102 186 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Zadrżałem do głębi na ten widok. Nie mogło być wątpliwości.
skanuj0105 192 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ apoteozę1 na tle obłoków, wspartego urękawicznionymi rękami
skanuj0107 196 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ oczyma pełnymi głębokiej żałoby. Serce ścisnęło mi się boleś
skanuj0118 218 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ ona czas jakiś na swym rozkwicie, cierpliwa i obojętna, zale
skanuj0120 222 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ co za chwilę ujrzycie, wysnujcie przestrogę, by nikt nie por
skanuj0127 272 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Tylko niektóre sklepy były otwarte. Inne miały na wpół zasun
skanuj0128 274 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Poszukałem na biurku. Był to raczej pakiet niż list. Przed k
skanuj0130 278 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ na środku sali przed stołem uginającym się od potraw? Ojca.
skanuj0132 282 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ tchu. Bezprzytomny walę się na łóżko i zagrzebuję w pierzyny
skanuj0134 286 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ nymi na piersi, posuwających się w milczeniu z pochylonymi k
skanuj0135 288 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ na łańcuchu, którego w upraszczającym, metaforycznym, ryczał
skanuj0094 170 SANATORIUM ROD KLEPSYDRĄ korzenie i czekają na swój czas. Tu są te wielkie drogerie,
skanuj0083 2 148 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ jeden i ten sam uśmiech w tysiącznych powtórzeniach, który
skanuj0084 150 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ świetle magicznym. I aż dziw, że pod tym szczodrym księżycem
skanuj0088 158 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄIX Miałem wiele powodów do przyjęcia, że księga ta była dla m
skanuj0091 164 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ ją opiszę? Wiem tylko, że jest w sam raz cudownie zgodna ze
skanuj0092 166 SANATORIUM POD KLEPSYDRA Wtedy nagle cały park staje się jak ogromna, milcząca orkies

więcej podobnych podstron