S o w i ż r z a ł
Jako wszyscy kmiecie z swoimi żonami na młodego Sowiżr/.ała skarżyli powiadając, jakim by on zuchwalcem i oszczercą był; tenże siedząc na koniu za ojcem na ludzi zadek wypinał
Gdy już Sowiźrzał ku latom przyszedł, jak już z małego był wychowań, dziwne a rozmaite figle między dziećmi wymyślał i jakoby jaka małpa po trawie się walał, aż do czwartego roku. Tak tedy w złości swej przyrodzonej rósł, im starszy, tym gorszy; aż wszyscy sąsiedzi nań uciążali i skarżyli przed ojcem, że wielkim łotrem był. Wysłuchawszy ociec ich skarg począł syna swego karcić mówiąc: — Co się dzieje, synu miły, że tak wszyscy sąsiedzi na cię skarżą? Powiedają, żeś przewrotny a wierutny łotr. — Sowiźrzał na to odpowiedział: — Miły panie ojcze! Wszak nikomu żadnej przykrości nie czynię; a jeśli to prawdę w sobie mam, wnet pokażę: wsiądź na swego własnego konia, a ja za cię wsiędę i pojedziemy sobie przez tę ulicę cicho, a przecie oni na mnie narzekać będą; a ja na to nic nie dbam.
Tak tedy ociec uczynił. Wsadził go za się na konia, a Sowiźrzał podkasawszy się dobrze wypiął zadek na ludzi. Ujrzawszy tę niecnotę jego, sąsiedzi z żonami swymi wszyscy za nim bieżeli łając a przeklinając go, że tak złośliwy był. Na to on rzekł: — Miły ojcze! Baczysz dobrze, że ja spokojnie siedzę, a żadnego nie prześladuję; a przecie ludzie powiadają, iżem łotr.
Ociec chcąc go doświadczyć posadził go przed się na koń, aby nań nie narzekano. A lubo synek z [sjpokojem siedział, jednak swojej przyrodzonej złości zataić nie mógł; na ludzi gębę zakrzywiał i język wyszczyniał. Ludzie się temu bardzo dziwowali i niewymownie łajali. Ociec rzekł: — Zaiste, synu, w nieszczęśliwąś się ty godzinę narodził. Uznaję po tobie, żeś cichy, a przecie ludzie na cię uciążają i ciebie współ ze mną sro-
l*Otem dla uwarowania hańby z miejsca się onego ruszył, bo syna bardzo miłował; i brał się do majde-buiskiej ziemie6, z której żona jego rodem była. Tam ubogi starzec niedługo był żyw; żonę, dzieci w wielkim u hu. Iwie zostawił.
A Sowiźrzał, lubo rzemiesła żadnego nie umiał i do niego żadnej chęci nie miał, będąc w szesnastym roku Jednak za swym kuglarstwem i błazeństwem wszędzie miejsce i pożywienie dobre miał, wedle starego przy-.luwia błaznowie się najlepiej mają.
.iiilco Sowiźrzał w jutrznią wielkonocną grę przy-#ilroli, żc pleban i kucharka z chłopy za łby chodzili
( idy sit; już Wielkanoc przybliżała, pleban rzecze do Mnwl/rzała, sługi kościelnego: — Jest tu ten obyczaj, \.r chłopi na Wielkanoc komedyją jaką stroją7, prawic w len czas, kiedy Pan Chrystus z grobu wstaje. Ty h / ul.olo tego musisz pomóc radzić; owszem by bardzo dolu/c było, by to kościelni słudzy sami sprawili.
•'•owiźrzał myślił, jakoby ta komedyją być miała v i*l i lupy, i rzecze do plebana: — Wszak tu nie masz • 'biegu chłopa uczonego. Musicie mi waszej kucharki l»o>.,r/yć, ho ona umie dobrze pisać i czytać.-— Pleban jWWtt! Wrźmij sobie na pomoc, kogo zgodnego wiesz; mu|u kucharka także też pierwej przy tym bywała.
Więc lo .h; kucharce spodobało i chciała być aniołem w grubin, ho umiała pieśń anielską dawną. Potem So~ v i » d nah/ifil na dwu chłopów; ci chcieli być Marylami I imuc/.yl jednego po łacinie rytmu swego. A pleban hyl i r.uia Boga i miał z grobu wstać.
195