ki, żeby się mogło pojawić, a między nimi warunek pewnej kultury publiczności. Udział w odtwarzaniu dawnego teatru nie jest przyjemnością, którą by można ucieszyć ludzi od nie* dawna obcujących ze sztuką czytania i pisania. To prawda równie jasna jak fakt, że w historii już wielokrotnie pojawiała się publiczność, która sekundowała odkryciom erudytów. Przecież teatr nowożytny zawdzięcza swoje powstanie takim rozkoszom. A nie było to w historii bynajmniej zjawisko jednorazowe.
Gdybym miał powiedzieć, jakie przedstawienie podobało mi się najbardziej w moim życiu, odpowiedziałbym, że Sługo dwóch ponów w inscenizacji Strehlera. Było to przedstawienie tak piękne, że właściwie nie powinno go być. Jakby w całości wyszło z głowy Hoffmanna. W każdym razie o Hoffmannie kazała myśleć snująca się przez cały czas nić nostalgii,'absolutnie nieoczekiwana w tym motku kolorowego zgiełku, niewiarygodnie ruchliwego i śmiesznego. Kto tego przedstawienia nie widział, nie wie moim zdaniem pani ważnych rzeczy o geniuszu Włoch. Nie ma również kompletnej wiedzy o tym, do czego bywała zdolna sztuka teatru w kończącym się już wieku XX.
Otóż trzeba wiedzieć, że ten cudowny twór narodził się z miłości do dawnego teatru. Czytałem, że Strehler tak się zapalił do studiów, że w pierwszej chwili przesadził. W każdym razie pierwsza wersja jego inscenizacji była podobno za bardzo etudycyjna. Utkwiło mi to w pamięci, bo znam to niebezpieczeństwo z własnego doświadczenia; w każdym razie nic trzeba mi długo tłumaczyć, na czym to polega. Polem była podobno wersja pośrednia. I wreszcie na końcu powstała trzecia, ta, z którą Piccolo Teatro objechał cały świat, wszędzie budząc entuzjazm. Moje zachwyty odnoszą się właśnie do tej trzeciej.
Na wszelki wypadek dodaję, że i ten eksperyment nie był wcale odosobniony w XX wieku. Przeciwnie, wśród najpiękniejszych przejawów sztuki inscenizacji, tak znamiennej dla naszego stulecia, z czasów gdy nieboszczka przeżywała swoje najpiękniejsze lata, znajdziemy wiele przedstawień powstałych pod urokiem dawnego teatru. Czyi trzeba przypominać Szkołę Łon w inscenizacji Jouvcta?
Czy w tej chwili jeszcze takie eksperymenty byłyby możliwe?
Nawet gdyby się miało okazać, że nic, wcale to nie powinno osłabiać naszego zainteresowania dla przykładów, które można znaleźć w przeszłości.
Przedstawienie teatralne nic może być powtórzone po stu latach z zachowaniem całkowitej identyczności, nie dlatego jednak, te na przeszkodzie stanie inna formacja publiczności, ale dlatego, ic jest w większej mierze uzależnione od osobowości aktora niż utwór muzyczny bywa uzależniony od osobowości śpiewaka lub instrumentalisty. Tej okoliczności nie wolno nam lekceważyć ani naginać, pod groźbą zafałszowania problemu.
A jednak nie jest prawdą, że przedstawienie teatralne musi zniknąć zupełnie i bezpowrotnie po odegraniu ostatniej powtórki. Wcale nie musi, a kilka okoliczności zachęca nas do uszanowania i tej prawdy.
Po pierwsze dlatego, że chodzi tu o jeszcze jedną możliwość teatru. Kto chce dobrze poznać jego naturę, powinien dobrze poznać wszystkie jego ograniczenia, ale i wszystkie możliwości.
Drugą okolicznością, która nam każe zaostrzyć czujność wobec tej właśnie możliwości, są nastroje chwili obecnej. Dzisiejszy teatr jest zafascynowany ideą przedstawienia doskonale współczesnego. W praktyce zdarza mu się czerpać z doświadczeń historii. Ale myśli o tym niechętnie, gdyż z przekonania jest radykalnie ahistoryczny, ideą ciągłości nie jest zainteresowany, nie wierzy w to, żeby w przeszłości mogły tkwić jakieś wskazówki cenne dla nas, być może ostrzegające przed marnowaniem energii, przed schodzeniem na manowce.
Nie jest to sytuacja zupełnie nowa w historii. Nie jest niemoralna, więc nie ma powodu się nią gorszyć. Natomiast z wszelką pewnością należałoby napiętnować takie jej przedstawianie, jakby była jedyną możliwą, a więc jedyną znaną ludzkości z jej dotychczasowego doświadczenia i jedyną wyobrażalną w przyszłości.
251