trzenit mają różnoraką wyrazistość (by się odwołać do słowa, które znajduje Pani w moich listach). Zgadzam się z Panią całkowicie. Myślę, Ze w naturze układu _S" tkwi pewna płynność, lecz żeby się do niej dostosować, żeby maksymalnie bronić się .przed naciąganiem - to jest bodaj główne niebezpieczeństwo w szeregowaniu bardzo płynnych przykładów — staram się unikać podziałów rozłącznych, gdy tylko mogę, na korzyść stopniowania. Postępując w ten sposób przedstawiłem Pani próbę rozróżnienia najważniejszych odmian układu «S".
W całości moja propozycja wydaje się Pani do przyjęcia, dyskutujemy tylko szczegóły. A skoro tak, chciałbym jeszcze . sam dla porządku stwierdzić, że widzę pewien ruch odbywający się i wzdłuż skali, I na boki, jeśli tok można powiedzieć. Wzdłuż skali, bo zjawisko może zmienić miejsce; zabójstwo Kenncd/ego przekształca uroczysty wjazd prezydenta w katastrofę pełną grozy, jedna odmiana naszego układu ustępuje drugiej bez zmiany osób. Innego rodzaju przesunięcie może nastąpić w wyniku długiej ewolucji historycznej. W swoim liście słusznie Pani przypomina, te w pierwszych wiekach msza katolicka bywała obrzędem tajemnym, a do zarządu gminy chrześcijańskiej należeli wówczas „ostiariusze" pilnujący u wejścia, by nie dostał się do wnętrza nikt niepowołany. A więc wtedy msza znajdowała się pozo strefą widzów? Wśród innych wymienionych przeze mnie obrzędów niszczących układ „S‘? Tak sądzę. Ewolucja historyczna może wywoływać przesunięcia lego rodzaju. Jeszcze inny ruch — _na boki" — widzę wtedy, kiedy słabną podstawowe cechy naszego układu, gdy biegun przykuwający naszą uwagę ma za mało siły lub gdy z innego powodu braknie widzów; wówczas poszczególne przejawy jakiegoś zjawiska odpadają — wedle Pani trafnego określenia — od naszej skali.
Metoda. Pod sam koniec pisze Pani o metodzie. Przyznaje Pani, że zgodnie z zapowiedzią staram się opisywać zjawiska. A opisując - dodaje Pani od siebie - staram się unikać oceny. Potwierdzam to z naciskiem. Fakt, że jakieś przykłady umieszczam w takim lub innym miejscu mojej skali lub nawet poza tą skalą, nie wynika z Ich wartościowania ani nie
wyraża żadnej oceny, łączy się jedynie z próbą zrozumienia tego. co powinniśmy zrozumieć, żeby pójść dalej. Później, kiedy dojdziemy do pojęcia widowiska, nie da się już moim zdaniem całkowicie uniknąć oceniania zjawisk. Ale na rozpatrzenie tej kwestii mamy jeszcze trochę czasu.
Dokonując ogólnego bilansu widzi Pani, poza szkicowością pojęcia .układ", jeszcze jedną groźną ułomność w moim rozumowaniu, a mianowicie dość arbitralną definicję pojęcia „widz". Język potoczny zezwala na takie rozumienie słowa „widz", jakie znajduje Pani w moich listach, ale dopuszcza także inne. W ogóle zachowuje się dość swobodnie wobec znaczenia tego słowa. Prawda! Sam to widzę i z żalem przyznaję się do pewnej samowoli. Moim ideałem jest zgodność terminologii naukowej z językiem potocznym. Rzeczy, które ma humanista do powiedzenia czytelnikom, powinny się dać opowiedzieć w języku potocznym, m.in. dlatego, te ułatwia to społeczną kontrolę naszych procederów, a pośród kontrolerów dopuszcza także do głosu zdrowy rozsądek. CTak niebacznie dzisiaj w piśmiennictwie naukowym poniewierany.) Niestety, nie zawsze jest to możliwe w całej rozciągłości. Nauka może się obywać bez stosowania żargonu. Ale musi pilnować pewnej ścisłości terminów, co w praktyce osiąga się dwojako: albo przez tworzenie zupełnie nowych słów, albo przez uściślanie słowa, które bierzemy z języka potocznego. Czasami prowadzi lo do dylematów. Ale przecież nie wszystkie dylematy powinny być pokonywane od razu. Zostawmy też coś dla naszych następców.
Swego czasu zajmowałem się różnymi przejawami Romantyzmu w życiu Europy. Upodobania romantycznych poetów kazały mi się zainteresować megalitami. Otóż zapamiętałem z ówczesnych lektur opis zdumienia, jakie opanowało badaczy angielskich w Stonehcnge, gdy w trakcie wykopalisk znaleźli na znacznej głębokości butelkę brandy pochodzącą najoczy-wiścicj z XVIII wieku, a wmieszaną w zabytki epoki kamiennej. Ochłonąwszy z wrażenia, uczeni znaleźli przekonywające wyjaśnienie tej zagadki. Zanim powstała dzisiejsza, zawodowa archeologia, buszowali w ziemi amatorzy zwani dziś starożyt-nikami. Bywali tacy i w Stonehcnge. Najwidoczniej znalazł się
33