Ekonomiści owi chcieli co prawda skoncentrować podwyżki po datków na najwyższych przedziałach tabeli podatkowej, ale górn 1% Amerykanów uzyskujących dochody już płaci blisko 20% f/ deralnych podatków dochodowych, a górne 25% płaci 72%, Galbraith, ani Heilbroner nie okazali najmniejszego niepokoju o to że dalszy wzrost krańcowych stóp podatkowych może spowodować' zmniejszenie przychodów skarbu państwa, zwłaszcza od tych za rabiających, których dochody mieszczą się w wyższych przedzia łach tabeli podatkowej, a którzy mogą ulokować swe dochody w sposób jak najmniej produktywny i najmniej narażający na p0. datki.
Entuzjazm obu ekonomistów wobec kontroli płac i cen wprawia w osłupienie również z powodu tego, co Robert Schuettinger określił jako „czterdzieści wieków ponurych doświadczeń z tego rodzaju śród-kami”4. Galbraith i Heilbroner powołują się na „sukces” restrykcji wojennych, którym nie udało się zahamować inflacji i po usunięciu których nastąpiła jej eksplozja. Galbraith sławi kontrolę z okresu wojny koreańskiej, choć narzucone limity cen nie miały wówczas znaczenia, gdyż wiele cen właśnie spadło w efekcie restrykcyjnej polityki finansowej i monetarnej.
Żaden z naszych ekonomistów nie podjął problemu wysoce negatywnego wpływu środków kontroli zwłaszcza na niezwykle ważną grupę szybko rozwijających się przedsięwzięć technologicznych, obarczonych „przeskakującymi” z jednej pracy do drugiej technikami i inżynierami, ani nie zastanawiał się nad innymi destrukcyjnymi skutkami limitów cen dla inwestycji i wydajności. Środki kontroli w rzeczywistości mogą spowodować w ostatecznym rozrachunku wzrost presji inflacyjnych zamiast je zmniejszyć, ponieważ spadnie produkcyjność, a nie podaż pieniądza.
Jednak nie tylko jalowość tych programów zwiastuje koniec epoki. Galbraith i Heilbroner mogliby w sposób przekonujący twierdzić, że jako socjaliści są zwolennikami bardziej radykalnych środków, ale w obecnych warunkach politycznych możliwe są jedynie rozwiązania połowiczne. Rzeczą ważniejszą jest to, że cała ich wizja Ameryki jest przestarzała: cechuje ich brak zrozumienia stosunków klasowych i struktur gospodarczych oraz ślepota na pojawiające się nowe sposoby myślenia o ekonomii.
l
Galbraith szkicuje ich światopogląd w swej prowokacyjnej liście ■alicowych wydatków bogaczy, które powinno się utemperować po-fófZcZ umiarkowane podniesienie podatków. Wierzy on absolutnie, że dziej progresywne opodatkowanie zmniejszy wydatki na towary Ljcsusowe. Domaga się zamknięcia „furtek” i zniesienia odmiennego towania zysków kapitałowych, aby nałożyć dalsze ograniczenia pj ludzi zamożnych. W efekcie, jak się spodziewa, będzie można zcze hojniej finansować programy dla ubogich.
Tu znowu napotykamy ułudę cząstkowej równowagi. Gdyby Gal-ith musiał poświęcić swą zimową rezydencję w Gstaad, aby można iyło obdarować jakiegoś ubogiego profesora w Cambridge, obniżyłby lę dochód i styl życia Galbraitha, a wzrósłby owego ubogiego, przy-ijmniej na jakiś czas. Galbraith opodatkowałby się w sposób progresy, dokonując redystrybucji na rzecz ubogich. Ale jak nauczył nas eynes, to, co stosuje się do jednego, niekoniecznie stosuje się do Wszystkich. Na tym polega paradoks redystrybucji. Po przekroczeniu wnego punktu, który już został osiągnięty w większości współczesnych państw demokratycznych, wzrost opodatkowania wyższych dochodów prowadzi do bardziej, a nie mniej luksusowego życia bogatych j mniejszej, a nie większej pomocy dla ubogich. Znaczenie tej prawdy, fz wolna wschodzącej na mrocznym nieboskłonie państwa opiekuńczego i zaczynającej przeobrażać krajobraz ekonomii politycznej, nie jest
f w pełni doceniane nawet przez konserwatystów. Jej zrozumicniejednak jest konieczne dla rozumienia tego, co się dzieje na świecie.
Kluczową kwestią w kraju kapitalistycznym jest liczba i jakość /•inwestycji dokonywanych przez bogatych. Wzrost podatków niewiele wpłynie na ich konsumpcję, która stanowi stosunkowo skromną i stałą • część bogactwa klas wyższych. Wywrze natomiast wpływ na kalkulacje, na podstawie których człowiek bogaty decyduje się oszczędzać i inwestować oraz dokonuje wyboru rodzaju inwestycji.
Odwiedzającym Londyn w latach siedemdziesiątych, w czasie gdy stopy podatków dochodowych rosły gwałtownie do 90%, a dochód ; z inwestycji był opodatkowany w stopniu niewiarygodnym — 98%,
; często zwracano uwagę na ostentację luksusu i zamożności. Mercedesy i aston lagondy manewrowały, w poszukiwaniu miejsc do zaparkowania, pomiędzy austin princessami prowadzonymi przez szoferów, w po-: bliżu jarzących się światłami sklepów jubilerskich i galerii sztuki na
275