176 Wstyd, i przemoc
stronie długiego stołu siedzieli więźniowie, po drugiej zaś osoby odwiedzające. Matka Jeffreya L. właśnie skończyła z nim rozmowę, wstała i zbierała się do wyjścia, gdy on, zamiast pożegnać się z nią, poderwał się nagle z miejsca, przeskoczył przez stół i zaczął ją błagać, by go ze sobą zabrała, płacząc przy tym histerycznie i kurczowo się jej trzymając. Ponieważ nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego tak się zachował, skierowano go do mnie.
Z jego akt dowiedziałem się, że ma dziewiętnaście lat. Kiedy wszedł do mojego gabinetu, wyglądał na dużo młodszego, raczej chłopca niż mężczyznę, był szczupły i wiotki, drżał — co widać było wyraźnie — na całym ciele i wydawał się śmiertelnie przerażony. To, co opowiedział mi o swoim pobycie w więzieniu, układało się w jedno pasmo gwałtów. Został zatrzymany i skazany za drobne przestępstwo, popełnione bez użycia przemocy. Po ogłoszeniu wyroku przewieziono go do więzienia o średnim rygorze, jednego z tych, do jakich kieruje się na początku wszystkich młodych skazanych za przestępstwo popełnione bez użycia przemocy, w celu postawienia „diagnozy”, na podstawie której „klasyfikuje się” ich, czyli przydziela do takiego zakładu karnego, jaki zarząd więziennictwa uzna za odpowiedni. Wkrótce po przewiezieniu padł ofiarą zbiorowego gwałtu. Ponieważ przytłaczało go poczucie wstydu z powodu tego, co mu zrobiono, a także ponieważ wiedział dostatecznie dużo o zasadach, którymi rządzi się subkultura więzienna i zdawał sobie sprawę, że gdyby poskarżył się strażnikom czy administracji więzienia, to uznano by go za informatora, donosiciela czy „kapustę”, a wówczas groziłaby mu nieuchronnie kara śmierci (orzeczona, oczywiście, i wymierzona nie przez strażników, lecz innych więźniów), nie wyjawił nikomu, co mu zrobiono. Zgodnie ze zwykłą procedurą stosowaną wobec osób, które popełniły przestępstwo po raz pierwszy i bez użycia przemocy, przeniesiono go wkrótce do zakładu karnego o minimalnym rygorze, gdzie znowu padł ofiarą zbiorowego gwałtu. Panicznie bojąc się, że to się powtórzy i chcąc skłonić władze więzienia, żeby odesłały go gdzie indziej, odmówił wykonania polecenia pójścia do celi, do której został przydzielony (i gdzie go zgwałcono), skutkiem czego przewieziono go do trzeciego z kolei więzienia (o średnim rygorze), gdzie z miejsca, po raz trzeci, został zbiorowo zgwałcony. Po tym właśnie okropnym przeżyciu zachował się tak, jak wyżej opisałem, w sali widzeń.
Odesławszy Jeffreya na operację pozszywania pęknięć w okolicy odbytu, których doznał podczas gwałtów, poinformowałem
0 tych wydarzeniach komisarza więziennictwa. Był autentycznie wstrząśnięty moją relacją i natychmiast podjął odpowiednie kroki, aby lepiej chronić tego młodego człowieka przed takimi ekscesami w przyszłości. Było oczywiście jasne, że strażnicy żadnego z trzech więzień, w których przebywał Jeffrey L., nie przyłożyli ręki do tego, co mu zrobiono, ani w żaden sposób nie zachęcali innych więźniów, by wymierzyli mu taką „karę”. Musimy jednak postarać się zrozumieć pełne znaczenie doświadczeń, które stały się udziałem Jeffreya, w szerszym kontekście. Po pierwsze, to, co mu zrobiono, jest integralną częścią funkcjonowania systemu więziennego, a zatem również kary, której regularnie poddawani są więźniowie; nie jest to żaden wyjątek. Weźmy pod uwagę takie oto dodatkowe fakty. Jeffreya L. potraktowano tak brutalnie tylko dlatego, że nie chciał się biernie
1 spokojnie poddać żądaniom tych, którzy później i tak go zgwałcili. Nie chciał zostać obiektem seksualnym. A zatem wielu, a może nawet większość, więźniów, którzy bez oporu przystają na rolę biernych obiektów żądzy silniejszych, dominujących i bardziej agresywnych towarzyszy, nie robi tego z własnej „nieprzymuszonej woli”, ale po prostu dlatego, żeby uniknąć obrażeń fizycznych w rodzaju tych, jakich doznał Jeffrey L.
Druga uwaga dotyczy stopnia, w jakim strażnicy „pozwalają” na wykorzystywanie seksualne niektórych więźniów przez innych albo na gwałty (chociaż nie zawsze zdarzenia takie uznawane są za gwałty). Tolerowanie takich związków i pozwalanie na ich zawieranie jest jednym ze środków, za pomocą których strażnicy panują nad całą populacją więzienną. Strategię tę doskonale wyjaśniają powiedzenia: „Jak ty mnie, tak ja tobie” oraz starożytna dewiza: „Dziel i rządź”. Jeśli chodzi o tę pierwszą zasadę, to strażnicy zawierają niepisane porozumienie z gwałcicielami, na mocy którego pozwalają im czerpać przyjemność, zadowolenie i wszelkie inne korzyści z gwałcenia słabszych