rzeczy, ład moralny i społeczny oraz prawa Kościoła. Po drugiej stronie barykady stanęli rycerze i możni, strażnicy tego ładu mo*
ralno-społecznego, którzy surowo, ale sprawiedliwie ukarali buntowników i gwałcicieli ich żon oraz niewierne małżonki. Okrutny władca wszczyna walkę z możnymi-dostojnikami, żądając głów, ale nawet na tym nie poprzestaje uzurpując sobie prawo wtargnięcia w ich sprawy rodzinne i w niesłusznym przekonaniu, że owe grzeszne żony nie zostały należycie ukarane przez mężów, „z tak wielką prześladował potwornością, że nie wzdragał się od przystawiania do ich piersi szczeniąt po odtrąceniu niemowląt, nad którymi nawet wróg by się ulitował".
Na temat źródeł motywu ze szczeniętami historycy wypowiadali się różnie. Większość uważa go za wymysł kronikarza lub za wytwór legendy o świętym Stanisławie. Inni (Pierre David, Karol Górski) widzieli w nim wpływ pewnych wyobrażeń z rzeźb romańskich, przedstawiających wtrącone do piekła nieczyste kobiety, karmiące piersią szczenięta i ropuchy. Z kolei Marian Plezia wysunął przypuszczenie, że mamy tu do czynienia z autentyczną tradycją, przekazaną przez krakowskie środowisko kościelne, i że Bolesław rzeczywiście zastosował starosłowiańskie okrutne prawo zwyczajowe wobec cudzołoż-nych żon, które tylko z trudem łagodziła religia chrześcijańska, ale potem wycofał się z tego pomysłu. Bez względu na to, jak będziemy tłumaczyć genezę tego wątku w Kronice Wincentego, najważniejszy jest powód posłużenia się nim w tym miejscu przez autora.
Nie omylimy się zapewne przyjmując, że pisarzowi chodziło w tym momencie o doprowadzenie do kulminacji napięcia emocjonalnego u przyszłego czytelnika. Okrucieństwo króla przekracza wszelkie granice, zwłaszcza że chodzi o „sprawiedliwych” - matki i niewinne dzieci (niemowlęta). Straszliwe kary mają też posmak ohydy, nie pozwalającej od tej chwili odczuwać sympatii i miłosierdzia w stosunku do okrutnika.
W tak literacko przygotowaną sytuację musi wkroczyć ktoś „sprawiedliwy” i stanąć w obronie elementarnych praw, moralności i obyczajów. Tym interwentem jest biskup krakowski, który z racji swego urzędu i godności czuje się moralnie upoważniony i zobowiązany do napomnienia króla i powstrzymania go od nieludzkich prześladowań. I z tą chwilą - według kronikarza - rozpoczyna się właściwy dramat.
„Gdy prześwięty biskup krakowian Stanisław nie mógł odwieść go od tego okrucieństwa, najpierw grozi mu zagładą królestwa, wreszcie wyciągnął ku niemu miecz klątwy”. W tym zdaniu Wincenty zamknął w ogromnym skrócie całość sporu i związanych z nim wydarzeń, bo reszta będzie już tylko konsekwencją kroku Stanisława i finałem. Mimo woli narzuca się porównanie z odnośnym tekstem Galla: podobna ogólnikowość i niejasność, chęć odgrodzenia się od konkretu, chociaż Kadłubek pisał w warunkach politycznych całkowicie odmiennych. Z cytowanego zdania zdaje się wynikać, że w mniemaniu biskupa jedynym przewinieniem króla było jego nadmierne okrucieństwo okazane w stosunku do cudzołoż-nych żon rycerzy i ich samych. Stanisław wobec tego w pierwszym etapie swojej interwencji stara się perswazją wpłynąć na Bolesława, aby zaprzestał prześladowań. Gdy tym sposobem nie osiąga efektu, „grozi mu zagładą królestwa**.
Do tak sformułowanej groźby niezbędny jest komentarz, ponieważ kronikarz nagle w tym miejscu przenosi cały przedmiot sporu ze sfery moralnej na płaszczyznę polityczną. „Zagłady królestwa” nie można oczywiście rozumieć jako groźby zagłady państwa, bo między zbyt surowym karaniem części poddanych przez władcę a upadkiem państwa nie zachodzi bezpośredni stosunek wzajemnej zależności. Groźba dotyczyła zatem wyłącznie osoby Bolesława i to jego przestrzegał biskup, że jeżeli nie zmieni swojego postępowania, to utraci koronę i tron. Jeżeli działania Szczodrego były tego rodzaju, że Stanisław uznał za konieczne sięgnąć po argument - groźbę o charakterze dla króla ostatecznym, to jasne jest, iż zarzuty nie mogły ograniczać się tylko do oskarżenia o zbyt okrutne karanie niewiernych żon rycerzy i ich samych, ponieważ były to sprawy niewspółmierne i nikt pozostający przy zdrowych zmysłach nie groziłby władcy zrzuceniem z tronu z powodu konfliktu o takiej skali. Wydaje się przeto, że tę, w istocie rzeczy, czysto polityczną groźbę powiązać trzeba z treścią poprzednio omówionego fragmentu relacji, w której kronikarz pisał o wybuchu ostrego sporu między królem i rycerstwem, czy też raczej możnowładztwem („dostojnicy”), wywołanego samowolnym opuszczeniem Bolesława przez część uczestników w toku wyprawy kijowskiej i następnie surowego ich karania. Chwytamy tutaj na gorąco jakiś niejasny i nieznany w szczegółach spór polityczny w obozie rządzącym, powodujący,