czeństwo podlegające hierarchizacji w procesie lektury i interpretacji w uruchamianym przez siebie procesie demonstracji.
W obrębie niewielkiej grupy potrzeby, podobnie jak i konkurencja, mogą bez wątpienia ulec stabilizacji. W tym przypadku eskalacja znaczących statusu ulega osłabieniu, a dostępna ilość substratu dystynkcji jest ograniczona. Zjawisko to można dostrzec na przykładzie społeczeństw tradycyjnych bądź małych grup społecznych. Jednak w społeczeństwie przemysłowej i urbanistycznej koncentracji, społeczeństwie, gdzie gęstość zaludnienia i ilość kontaktów osiągają znacznie wyższy poziom, choćby w takim jak nasze, konieczność odróżnienia rośnie jeszcze szybciej niż produkcja materialna. Gdy cały świat społeczny zostaje zurbanizowany, gdy komunikacja zyskuje charakter totalny, „potrzeby” rosną w stosunku wykładniczym, i to nie wskutek nienasyconego apetytu, lecz w wyniku konkurencji.
Miasto staje się w ten sposób geometrycznym locus owej eskalacji, tej różnicującej „reakcji łańcuchowej”, sankcjonowanej przez totalną dyktaturę mody. (Proces ten natomiast umacnia zwrotnie koncentrację miejską poprzez gwałtowną akulturaeję obszarów wiejskich bądź peryferyjnych. Jest zatem nieodwracal- j ny. Wszelkie próby jego powstrzymania są wyrazem naiwności). Gęstość zaludnienia sama w sobie jest czymś fascynującym. Język miasta to wcielona konkurencja: samochody, pragnienia, spotkania, bodźce, nieustanna ocena ze strony innych, ciągła erotyzacja, informacja, perswazja reklamy - wszystko to stanowi rodzaj abstrakcyjnej konieczności zbiorowego uczestnictwa przesłaniającej rzeczywistość powszechnej rywalizacji.
Tak samo jak koncentracja przemysłowa pociąga za sobą jeszcze większą produkcję dóbr, koncentracja miejska prowadzi do nieograniczonego podnoszenia się poziomu potrzeb. Mimo że oba typy koncentracji zachodzą jednocześnie Jak już zdążyliśmy zauważyć, mają one własną dynamikę, a ich wyniki nie są zbieżne. Koncentracja miejska (a zatem zróżnicowanie) prześciga produkcję. Tu właśnie kryje się fundament miejskiej alienacji.
W końcu jednak ustala się pewien stan neurotycznej równowagi na korzyść bardziej spójnego porządku produkcji, a szybko rosnące potrzeby zaczynają podporządkowywać się porządkowi produktów, by się z nim w pewnym zakresie połączyć.
Wszystko to' definiuje społeczeństwo wzrostu jako przeciwieństwo społeczeństwa dobrobytu. Dzięki temu stałemu napięciu istniejącemu pomiędzy konkurencyjnymi potrzebami i produkcją, dzięki napięciu opartemu na niedostatku, dzięki owej „psychicznej pauperyzacji”, porządek produkcji zadowala się powołaniem i „zaspokojeniem” jedynie takich potrzeb, które odpowiadają jemu samemu. W porządku opartym na wzroście, zgodnie z tą logiką, nie ma i nie może być miejsca dla potrzeb autonomicznych, istnieją jedynie potrzeby wzrostu. W tym systemie nie ma miejsca dla jednostkowych celów, liczą się jedynie jego własne. Wszelkie dysfunkcje, na które wskazywał Galbraith, Bertrand de JouveneI i im podobni, są wyrazem jego logiki /mają charakter logiczny!. System potrzebuje samochodów i autostrad, to oczywiste, potrzebuje także legitymujących się wyższym wykształceniem pracowników średniego szczebla. Tym samym „demokratyzacja” uniwersytetu staje się w takim samym stopniu potrzebą systemu jak produkcja samochodów1^ Ponieważ system produkuje jedynie na własne potrzeby, w sposób tym bardziej systemowy chowa się za alibi potrzeb indywidualnych. Stąd wynika ów gigantyczny przerost konsumpcji prywatnej w porównaniu z usługami publicznymi (Galbraith). I nie jest to kwestia przypadku. Kult indywidualnej spontaniczności i naturalności potrzeb jest ojcem rozwiązania produktywistycz-nego. Nawet najbardziej „racjonalne” potrzeby (wykształcenie, kultura, ochrona zdrowia, transport, odpoczynek, rozrywki), odcięte od swego rzeczywistego społecznego znaczenia, zostają przechwycone w taki sam sposób jak potrzeby pochodne względem wzrostu zaprzęgnięte zostają do systematycznej realizacji przyszłych celów owego wzrostu.
!l! W tym znaczeniu rozróżnienie na „potrzeby rzeczywiste” i „potrzeby sztucznie wytworzone” także stanowi fałszywy problem. Rzecz jasna „sztuczne potrzeby” maskują brak zaspokojenia potrzeb „podstawowych" (telewizja zamiast wykształcenia). Jest to jednak kwestia drugorzędna w stosunku do powszechnej i uogólnionej determinacji przez wzrost (poszerzona reprodukcja kapitału), wobec której nie ma nic „naturalnego” ani „sztucznego". Jest wręcz tak, że przeciwieństwo naturalne,•sztuczne, które implikuje teorię ludzkich celów, samo jest ideologicznym produktem rozrostu, jest przezeń, reprodukowane i pozostaje z nim w sposób funkcjonalny powiązane.
71