ROZMOWY Z DIABŁEM
to tak się zwijasz i dwoisz, i troisz, dusze ku sobie ciągnąc, żeby więcej było męki na świecie, żebyś sam nie został ze swoją zgrozą, z czarną trumną twoją, gdzie po wiek wieków gnie będziesz. Biedny ty, a sprawiedliwie!
„Chleba naszego powszedniego../
Tyle twego, że strachu nie znasz. Pewnie, w śmierci żyjesz, nadziei nie masz, to i strachu nie masz. Kto nadzieję żywi, w strachu żyć musi, ty, potępiony bez ratunku, już się niczego nie boisz.
To tym mnie chcesz zadziwić? Że strachu nie znasz? W pewności żyjesz? A ja? Ech, ja też w pewności, ty wiesz o tym, nie? Raz na zawsze własnej woli się zrzekłem, w pacht wieczysty oddałem się Bogu, strachu nie znam, bo moja sprawiedliwość nie moja, lecz Chrystusowa, wszystko mogę, nic mi nie straszne, nie w sobie żyję, bo w sobie życ to twojemu berłu się poddać, a w Bogu żyć to siebie poniechać. Powiedziałem -masż mnie, Boże - powiedziałem, masz mnie ze wszystkim, co chcesz, to rób, a zawsze mądrze będzie i dobrze. Więcej nie trzeba, nic a nie, reszta już twoja, kusicielu, bierz sobie, co chcesz, cnoty czy zbrodnie, mądrość czy głupotę, sprawiedliwość czy niesprawiedliwość, wszystko ci oddaję.
Popatrzże, czym ty rządzisz? Co zechcesz, możesz mieć, oprócz jednego. Chcesz cały świat posiąść, bogactwo, władzę, miasta, państwa, królów? Masz w mgnieniu oka. Chcesz grzechem rządzić? Masz go. Chcesz cnotą rządzić? I to masz, masz swoje cnoty, swoją uczoność, sprawiedliwość, swoją czystość i jałmużnę - wszystko twoje. A co jeszcze? A ty byś chciał tej jednej, jedynej rzeczy - i tej nigdy mieć nie możesz.
ROZMOWA Z DTABtEM DOKTORA LUTRA W WARTBURGU 1521
Jedna najmniejsza dusza, kiedy z wiarą przed Panem zapłacze, już ci w ruinę cały twój pałac obraca, już na nic miasta i bogactwo, na nic uczynki dobre i złe, na nic Babilon i Rzym. Za tę jedną duszę, co z wiary stopniała jak wosk przed obliczem Pana, za nią jedną dałbyś ziemię całą i słonce, i gwiazdy. A tego nie masz, tego nie dostaniesz.
Ale po cóż ja ci to gadam, kiedy i tak wiesz? Cbyba żeby czas tracie, co go nie mam na próżne gadanie.
Ten jeden raz, jeden jedyny raz, jak chcesz, mogę z tobą na ugodę pójść. Jeden pakt, na dzień, na godzinę, chcesz? Ja na dzisiaj pracę nad Pismem odłożę - masz już zysk, bo jak Pismo dzień później drukiem wyjdzie, to ani chybi jedna chociaż dusza już się uratować nie zdąży i twoja wygrana. Będziesz miał zapłatę. A za to ja tytko jednego od ciebie chcę. Na jedną godzinę pokażesz mi twoje mieszkanie, ale ze wszystkim. Żebym tam papieża zobaczył w siarce wrzącej po szyję utopionego, prałatów rzymskich na rożnie jak dziczyznę, poetów-ci obłudnych, twoje plemię, w lodowisku na wieczność po-nurzonych; ot, temu bym się przypatrzył, oko nasycił. Pokażesz? Dla ciebie to nic, grosza cię nie kosztuje, a zysk pewien, jedna, druga dusza przez Pisma opóźnienie już na marne pójdzie. Ale na tyle dusz, co je teraz dla Boga złowię, nic to - a dla ciebie dużo. No jak? Idzie handel?
Nie? Nic nie mówisz, szmato, milczysz i nic! No dobrze, nie to nie, prosić nie będę. Ale teraz wynoś się, a chyżo, dość tego, po próżnicy gadam, a czas leci...
No tak, tym razem wygrałeś. Na mgnienie oka, tyle co błyskawica przeleci, ale wygrałeś. Chciałem cię
77