wpisami jest w każdą umowę o partnerstwie, jeśli - jak to Anthony Giddens trafnie określił - wszystkie stosunki ludzkie stały się „czyste” (a więc nie rozpływają się na boki, poza obręb doraźnego interesu, nic wiążą partnerów zwielokrotnionym węzłem i nie obciążają ich zobowiązaniami na czas. gdy zainteresowanie stosunkiem - ulotne wszak i wiotkie z natury - uschnie), a wszelka miłość stała się miłością „współbieżną”, a więc obowiązki wzajemne, jakie z niej wyniknąć mogą, trwają tak długo tylko, jak to się obu partnerom naraz podoba?
Jak o tym już w szkicu o ponowoczcsnych wzorach osobowych pisałem, trudno w naszym święcie ludziom, którzy
upierają się, by żyć swe życie jak pielgrzymkę. Zawsze będą tacy, którzy wbrew wszystkiemu, zacisnąwszy zęby, trudną decyzję podejmą i przy niej wytrwają - ale trudno się spodziewać, by ludzie masowo się do pielgrzymki jako wzoru życia garnęli. W świecie, który sam jest graczem i w którym wszyscy grać muszą, w grze w której przepisy żyją krócej, niż kolejna rozgrywka, człowiek rozsądny a na herosa nie stworzony będzie się raczej starał angażować w możliwie krótkie rozgrywki. Rozsądek wymaga, by nic rzucać
wszystkiego na jedną szalę, by nic traktować życia jak całości, jak jednego meczu o olbrzymiej i ogromnie kosztownej stawce - by raczej podzielić życie na wiele małych i szybko rozgrywanych meczów, w jakich niewiele się ryzykuje. Jak to wyraził Christopher Lasch - decyzja, by żyć z dnia na dzień, traktując życie jako serię nagłych potrzeb i ewentualności, stała się dziś zasadą wszelkiej racjonalnej strategii życiowej. Dodajmy, że ponieważ aby być wolnym, aby nie popaść w tarapaty, z jakich wykaraskać się nie sposób, aby nie wiązać sobie rąk bez potrzeby, trzeba żyć rozsądnie - stała się też wspomniana decyzja z konieczności zasadą wszelkiej strategii życiowej człowieka pragnącego wolności.
Strategia, o jakiej tu mowa, domaga się, by wystrzegać się zacićigania długofalowych zobowiązań. Sprzeciwiać się wszelkiemu uwiązaniu - do idej, ludzi czy miejsc. Nie za-
trzaskiwać żadnych drzwi. Nic przywiązywać się do żadnego miejsca, jakkolwiek by się w nim przyjemnie żyło; każde miejsce traktować jako teren chwilowego postoju. Nic uzależniać losów życia od sprawowania jednego zawodu.
Nic zaprzysięgać dozgonnej wierności nikomu i żadnej sprawie. Nic tyle starać się (na próżno) kontrolować przyszłość, co unikać obciążenia jej długiem hipotecznym.
Dbać o to, by następstwa żadnej rozgrywki nic trwały dłużej niż rozgrywka sama. Odmawiać przeszłości prawa decydowania o czasie teraźniejszym. Krótko mówiąc, odciąć chwilę bieżącą z obu stron, wyjąć ją, o ile się da, zarówno z historii, jak i z życiorysu. Skasować czas w każdej postaci innej, niż zbiór chwil bieżących, zawsze w przygodnej tylko kolejności po sobie następujących; spłaszczyć piono-wość czasu do poziomu przeżywanego momentu/epizodu.
Jako że „przód” i „tył” były zawsze cieniem, rzucanym na płaszczyznę chwili przez pion czasu - o kolejności przeżyć trudno dziś powiedzieć, czy sprzyja ona ruchowi naprzód, czy ruch zatrzymuje, czy ciągnie do tyłu. Co się w tych warunkach najbardziej liczy (jedyne, co się w tych warunkach liczy), to zachowanie zdolności ruchu. Nie o to więc już idzie, by odkryć w sobie dane raz na zawsze powołanie, lub by cierpliwie i wytrwale, piętro po piętrze i cegła po cegle, budować swe jestestwo, swą tożsamość - ale o to, by „nie dać się zdefiniować”, by każda przybrana tożsamość była szatą, a nie skórą, by zbyt ściśle do ciała nie przylegała, by można było, gdy zajdzie potrzeba lub przyjdzie chęć, pozbyć się jej równie łatwo, jak się zdejmuje przepoconą koszulę. Krzepka, solidnie zbudowana tożsamość częściej okazuje się kulą u nogi, niż parą skrzydeł. Ponowoczesna strategia życiowa każe unikać jak ognia wszystkiego, co to raz na zawsze, na wieki wieków, aż śmierć nas rozdzieli.