się w pewnego rodzaju powieść historyczną, jest to w tym wypadku „opowieść o królach i rycerzach" (oraz politykach). A więc tradycyjna w zakresie, ale — śmiem twierdzić — nowoczesna w formie.
Fakty ludzkie „jak idą", fakty historyczne „jak szły“, i do tego dzisiejsze spojrzenie autora całości i czytelnika podpatrujące, jak się da — nie trzeba więcej, by wolno było mówić o próbie wyrazu artystycznego: a więc po prostu szukania prawdy drogą doboru i kompozycji. Oczywiście nie ma ani jednego momentu, który by w tej pracy pokrewny był naprawdę pracy powie-ściopisarza. bo to dwa różne porządki. A jeśli w ogóle używam tego porównania, to dlatego, że tu i tam potrzebna współpraca czytelnika. I że współczesna dobra powieść historyczna ubiega się o syntezę z przesłanek prawdy faktycznej. Wreszcie, że listy dają nam bogactwo bohaterów ujętych, jak się dziś mówi, bchawiory-stycznie, od zewnątrz, bez autorskich interwencji; oraz że najcenniejszy efekt, o który stara się pisarz epicki: owo „odniechcenie", matter of course traktowanie rzeczy egzotycznych i swojskich, wielkich i małych, bez czego nie ma złudy życia — ten efekt listy mają za darmo. Wystarczy go dostrzec, to już należy do czytelnika.
Jaką wymowę ogólną ma, dla mnie przynajmniej, owa wielka „silva rerum", którą poznałam w obszerniejszym,
niż tu podaję, wydaniu? Na różnym tle, w różnym ujęciu uderza silą i powszechnością pewnego ideału politycznego i cywilizacyjnego. Demokracji szlacheckiej, którą akta sądowe (np. w Prawem i lewem Łozińskiego) ukazują od strony jej anarchii, a listy — na ogół — od strony praworządności, teoretycznej lub aktywnej. Zajadle walczyła opozycja z dworem, a dwór ostrożnie, uporczywie z opozycją, lecz w tej epoce prawie wyłącz-