POLA
Plebanki nie były osadą, kolonią, przysiółkiem ani wsią. Były miejscem i nie istniały, na Radnej mapie.
W Plebankach stały dwa-buiiynki. Na skraju lasu — dworek z czerwoną dachówką. Na leśnej polanie — wiejska, drewniana chata. Przy dworku była studnia z daszkiem i kołowrotkiem.
Dookoła ciągnął się las. Rosły w nim modrzewie, brzozy, lipy i stary dąb, pomnik przyrody. Dąb miał gruby, przysadzisty pień i gruzłowate, reumatyczne gałęzie.
Dwie drogi prowadziły do Plebanek.
Jedna wygodna, lipową aleją, koło dębu. Druga na skróty, nad stawem rybnym, przejezdna latem i w mrozy.
W dworku z czerwoną dachówką mieszkał Henryk Mach-czyński, właściciel okolicznych lasów i majątku w Kocku Wakacje spędzała tu Pola, jego córka. Kiedy Pola dorosła, przyjeżdżali jej synowie. Było dużo dzieci, psów i wesołego gwaru.
W chacie mieszkała piastunka.
Henryk Machczyński zamierzał zbudować w Plebankach nowy, duży dom. Zwiózł cegłę, drewno i wykopał fundament.
Mawiał:
— W Plebankach będzie tętniło życie.
Każdy by chciał, żeby tętniło życie, ale życie nie imało się Plebanek.