BÓL DRZEWA
Jam jest drzewo,
Na którym onego czasu Zawisnął On na Golgocie.
Wyrosłem w głębi olbrzymiego lasu,
Listowie co dnia — kąpałem w szczerym złocie, Wiatr mnie uginał, ach, wiatr mnie kołysał,
A z barek moich drogocenny zwisał Płaszcz żywych liści.
Ja miałem ręce, ja miałem ramiona —
Rano, gdym wrstawał z mgieł nocnej zadumy,
Szły z mego łona rozmarzone szumy I wszystkie ze mną budziły się drzewa,
A każde bije do ziemi pokłony Wypoczętymi gałęźmi — ramiony,
I wnet się wszystkie drzewa rozgadały,
A utęskliwe te nasze hejnały Szły — szły — szły —
I rozpraszały zwierzętom ich sny.
Wiatr mnie uginał! Ach, wiatr mnie kołysał!...
I miałem żyły. Mocne kręte żyły:
Jam się korzeniem w słodycz ziemi wsysał,
By pić jej soki aż po setne lata.
Aż przyszedł kres.
A rosłem, rosłem w macierzystym lesie,
Skąd nocą echo głos puszczyków niesie I dzieci trwoży...
A na wiosnę miałem bujne liście,
A jesienią żółkłem ze zgryzoty,
Że w zimie już nie będę słońcem złoty...
To było ongi bardzo uroczyście:
Przez ciało moje przechodził Duch Boży I ciszył moje szlochy doskonale,
A szrony ciało me tuliły w szale Srebrniutkie i miękkie jak puch.
I tak zasypiał we mnie wszelki ruch,
I już opadły z ramion kruche liście Znużone.
A kiedy pierwszy spadł na ziemię śnieg I biczem palce me skostniałe siekł,
I z świstem mnie po nagim ciele prał —
Jam już spał. Jam już snem zimowym spał Tam, w macierzystym lesie.
Słuchajcie bólu mojego!
Wiem, co są burze, orkany,
Wiem, co to z wściekłym mocować się
wichrem,
Gdy skacząc nadciąga pijany I tęgie ugina konary,
I chude gałązki łamie!
Ja wiem, ja wiem, bom jest stary:
Znam burzę, a burza zna mię.
Nie to! Nie toj
G8
69