wiedzenie ‘My żyjemy’ w pcrformansach i publikacjach jest znaczącym aktem politycznym
Dziedzictwo wykorzystywane do oznajmienia innym „My żyjemy, my mamy tutaj swoje korzenie, jesteśmy odmienni" zmusza antropologów do podejmowania nowego typu działań. Clifford odwołuje się do przykładu pewnej wystawy muzealnej”. Pod tytułem .Spoglądając z kilku stron" kryje się próba ukazania życia Alutiiq, tubylców żyjących do dziś na wyspie Kodiak i na południowym wybrzeżu Alaski. Warto się przy tym przedsięwzięciu na chwalę zatrzymać, i to nie tylko z tej racji, że ukazuje ono życie Inuitów, o których była już mowa w tym rozdziale. „Spoglądając z kilku stron" zasługuje na uwagę dlatego, źc nie jest kolejnym muzealnym zadaniem na temat etnograficzny, którego efekty trafiają pod szkło gablot, przyciągając coraz mniejsze grono odbiorców, 'lym razem ekspozycja muzealna stanowiła ukoronowanie dwóch dekad negocjacji antropologów z tuziemcami. Co prawda, większość eksponatów pochodziła ze zbiorów Smithsonian Institution, ałc ich wybór, kolejność i połączenia konsultowano ze współczesnymi Inuitami, potomkami twórców i użytkowników wystawionych przedmiotów. W wyniku tych negocjacji ekspozycję podzielono na wymownie nazwane części: „Nasi przodkowie", „Nasza historia”, „Nasz sposób życia", „Nasze wierzenia", „Nasza rodzina". Teksty' komentujące poszczególne działy również były dziełem wspólnym, obok opisów stricte naukowych umieszczono opinie starych ludzi, rejestrowane na specjalnych spotkaniach z tubylczymi społecznościami. Podobna wielogłoso-wość zaistniała w katalogu do wystawy.
„Spoglądając z kilku stron” ukazało ciągłość kultury Alutiiq. Przedmiotom sprzed ponad 100 lat towarzyszyły zupełnie nowrc, takie jak maska upamiętniająca ekologiczną katastrofę, która dotknęła lokalne środowisko, a wywołana została przez zatonięcie tankowca „Exxon Vałdez". Clifford podkreśla, że obcowanie z tymi przedmiotami wywoływało wśród Alutiiq żywe emocje: szacunek dla przodków, poczucie więzi z nimi, czasem radość z odnalezienia czegoś znajomego, także
“ Ibidem, a. 9.
” Ibidem, i. 9 12.
88 Prefabrykacia tradych, promocja dziedzictwa
szacunek dla animatorów ekspozycji. Sukces wystawy polegał jednak głównie, jak widzi to amerykański antropolog, na „zestrojeniu” naukowców i tubylców, na zrealizowanej równorzędności tych partnerów, na tytułowym „spojrzeniu z kilku stron", I choć Clifford pyta nieśmiało, co w takich warunkach dzieje się z naukowy wolnością (nie bez powodu we wcześniejszej książce pisał o „utopii mnogiego autorstwa"), to ocenia całość pozytywnie. Na ocenie tej w najwyższym stopniu zaważyło jego przekonanie, że w warunkach globalnych inaczej po prostu się nie da - bezwarunkowo uznać należy podmiotowość innego. Dialog w erze globalnej nadal oznacza nie tylko fakt negocjowania wspólnej wersji rzeczywistości, ale też nieodzowną gotowość do słuchania.
Z RAPTULARZA ANTROPOLOGA
Bardzo ważny i aktualny jest to postulat. Globalny obieg informacji powoduje przecież, że do słuchania jest więcej i więcej. Nawet laik przyzna, że o kulturze mówi się coraz częściej w coraz liczniejszych miejscach, że tradycja ze wzrastającą regularnością trafia do serwisów informacyjnych, że lokalne podmioty na całym świccie obwieszczają „My żyjemy!" Przekankowanie paru stron antropologicznego raptularza nic pozostawia co do tego wątpliwości. Zajrzyjmy doń zatem. Najwięcej bodaj zanotowanych w nim zdarzeń odnosi się do jednego, generalnego problemu: |>oIcga on na konflikcie między tradycją a pragnieniem zachowania suwerenności i utrzymania kontroli przez państwo. Oczywiście, tradycja musi być tu rozumiana w sposób problcma-tyzowany w tym rozdziale wcześniej, pojęcie państwa z kolei również winno wykraczać poza wąskie utożsamienie tej instytucji z aparatem rządowym. Słusznie postuluje Michcl-Rolph Trouillot:
W erze globalizacji, praktyki państwa, jego funkcje i ich efekty coraz częściej występują w miejscach innych niż tylko narodowe, choć nigdy całkowicie poza narodowy porządek nic wykraczają. Wyzwaniem dla antropolo-
Z RAPTULARZA ANTROPOLOGA 89
0
r