Ani trochę w to nie wierzył. Słyszałam, jak mówił do swoich przyjaciół, że zostanę dyplomatą. „Jest podobna do mnie”.
Potem szliśmy na Broadway fetować noc. Uwielbiałam wychodzić. Tylko w tym wieku lubiłam nocne życie.
Powodzenie wśród koleżanek szkolnych zachęciło mnie, by spróbować trudniejszej konkiety: Ingę.
Pisałam dla niej wiersze miłosne, a potem pukałam do jej drzwi i je wręczałam. Paliła papierosa i leżąc na łóżku, od razu je czytała. Kładłam się obok niej i obserwowałam smużkę wzlatującego w górę dymu: to były moje wiersze trawione ogniem.
- Śliczne - mówiła.
- Czyli, że mnie kochasz?
- Oczywiście, że cię kocham.
- To mnie pocałuj.
Całowała, łaskocząc mnie w brzuch. Pękałam ze śmiechu.
Potem na jej twarz znowu powracał wyraz melancholii i paliła zapatrzona w sufit.
Wiedziałam, dlaczego jest smutna.
- Wciąż się nie odezwał?
- Nie.
„On” to był mężczyzna, w którym się kochała.
Jedną z największych przyjemności życia było chodzenie z Ingę do laundry, pralni w podziemiach budynku. Kiedy ja wpatrywałam się w wirującą bieliznę, Ingę wpatrywała się w nieznajomego, który paląc papierosa, czekał, aż skończy się jego pranie.
79