IMG)95

IMG)95



olbrzymy, wyginając pokłady ziemi jak blachy — i porywając w swój odwieczny hymn płomienie ziemskich trzęsawisk, grające liście ludzkich dusz. — I w hymnie tym nie słyszałam swego głosu. — Żaden nerw mój nie łączył się z łańcuchem tego pochodu. — Szedł przeze mnie jak przez porwać się nie dający ani rozdeptać punkt miedzyrzeczowej próżni, — i śpiew jego mówił dla mnie: JAM JEST, KTÓRY JEST, A TY — KTÓREJ NIE MA.

I znów na księżycem ubielonej ścianie ukazywała się moja własna twarz, — dwoje bezświetlnych, mrocznie chłonnych oczu pożerało me spojrzenie jak chciwe przepaście, usta czerniły się w szkielecim rysunku lic zapadłych, — i z głuchą tajemniczą melancholią zdawała się mówić ta czaszka trupia: NĘDZA. — Zamykałam powieki, by odpędzić widziadło, — lecz światłość miesięczna przebijała ściany głowy i oświetlała upiorną pustynię, sfałdowane morze piasków, a w ich skrętach i załamach tłumy stworzeń nagich, wynędzniałych, z oczyma płonącymi obłędem, niezdolne do jęku i ruchu, konające w głodowym osłupieniu, — lub rozdzierające się z dzikim wyciem, wpite we własne, krwią broczące rany, — lub tknięte zarazą, sine od zgnilizny, — tub zgrzytające w takt epileptycznego tańca, — lub z potępieńczym śmiechem odgrzebujące kościotrupy dni dawnych, tak jak one w głodu pomartych. — I tłumy te wolały: NĘDZA. — Na księżycem ubielonej ścianie przesuwały się obrazy jak latami magicznej, — a każ-

dy byt odbiciem jednej z kart mego tycia, każdy byt historią Innego głodu, innego daremnego poszukiwania chleba życia — i pożerania w jego braku rzeczy martwych i plugawych, wszelakich odpadków i kałów, szkła, trucizn i kamieni; — a potem obłędy wstrętu, szał potępieńczy, bratobójcza nienawiść dla świata, który jak ja nie umierał — potrafił jeść i pić, być sytym i spokojnym, pracowitym i potrzebnym, wesołym i budzącym zazdrość, — dla świata, który zdawał się mówić do mnie: JAM JEST, KTÓRY JEST, A TY — KTÓREJ NIE MA NIE DORODZO-NYM BIADA!!!

Rozumiałam nareszcie. To był klucz tajemnicy, przyczyna smutności, otchłań dzieląca mnie od ludzi i świata, zagadka niewspólmiemości z ziemią i jej dziećmi, wiecznego rozdźwięku i głodu, krzywd okropnych i bez winowajcy, tego systemu okaleczania, którego byłam ofiarą od narodzin. 1 już do końca trwać musi katusza źle spojonych z sobą funkcyj i narządów, ten cały bezład luźnych kół i sprężyn, które w rękach życia, gruborękiego maszynisty, mogą tylko łamać się, krzywić i kaleczyć. — 1 nikt ich w naturalną całość nie połączy, bo niewiadomy nikomu plan i cel ich układu. — I nie zdołam tego uczynić ja sama. bo jeszcze mniej wiem od tamtych, którzy na podstawie różnic bodaj potrafiliby przynajmniej sformułować, czego nie wiedzą. — Nieudana próba! poroniony płód!

I już wiedziałam, co mi pozostaje do czynienia, jak się ocalić przed obłędem samotności. Mocny jest

365


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
IMG!95 (6) i myślenia młodych ludzi, co jak wiadomo nastąpiło w lalach 80 minionego wieku. 3. Badani
IMG?95 No ale poważni goście to też mają swoją granicę tolerancji, no bez przesady. Jak fi
IMG?95 (2) 132 s Tadeusza Bezimiennego i z Nowych wędrówek Oryginała) liemoralności”, która — jak kr
IMG$95 JĘZYK 1 METODA 212 KS. II, R. e wrażenia. Bo wówczas nic chcemy powiedzieć nic innego ja
IMG?95 No ale poważni goście to też mają swoją granicę tolerancji, no bez przesady. Jak fi
74098 IMG11 (22) GODZINA MYtU A potem bladą twarzą upadło do ziemi Jak ubite słowami, dumnym wstyde
IMG?95 No ale poważni goście to też mają swoją granicę tolerancji, no bez przesady. Jak fi
31 Badanie powierzchni ziemi. Jak na nagły ten, jakby meteoryczny, rozblask niepodobna spoglądać bez

więcej podobnych podstron