298 Marshall D. Sahlins
Odnosząc się do unikalnego rozwoju gospodarki rynkowej, do jej instytucjonalizacji niedoboru, Karl Polanyi powiedział, że:
„nasza zwierzęca zależność od jedzenia została obnażona, a nagi strach przed głodem uwolniony. Nasze upokarzające zniewolenie przez cielesność, które ma łagodzić cała kultura ludzka, w wyrachowany sposób stało się jeszcze bardziej dojmujące” (1947: 115).
Nasze problemy jednak nie dotyczą łowców i zbieraczy. To raczej pierwotny dostatek określa ich gospodarcze zasady, zaufanie do obfitości bogactw natury, a nie rozpacz z powodu niedostateczności ludzkich środków. Moim zdaniem, skądinąd dziwaczne pogańskie pomysły stają się zrozumiałe dzięki ludzkiemu przeświadczeniu, przeświadczeniu, które jest sensowną ludzką odpowiedzią na dobrze zazwyczaj funkcjonującą gospodarkę ”,
Rozważmy ciągle przemieszczanie się myśliwych z obozu do obozu. Koczowanie, często traktowane przez nas jako dokuczliwe, oni uważają za przejaw swobody. Aborygeni ze stanu Wiktoria, jak opowiada Smyth, są z reguły „leniwymi podróżnikami. Nie widzą żadnego powodu skłaniającego ich do pośpiechu (podkr. - M.D.S. |. Zazwyczaj wyruszają na wędrówkę dopiero późnym rankiem i często robią przerwy w podróży” (1878, t. 1: 125). Dobrotliwy pere Biard w swej relacji z 1616 roku, po entuzjastycznym opisie pokarmów, które Micmac spożywają we właściwych porach roku („Nigdy nie miał Salomon pałacu lepiej urządzonego i zasobniejszego w jedzenie”), ciągnie dalej w tym samym tonie:
„By w pełni nacieszyć się swym losem, nasi leśni ludzie wyruszają do znanych im miejsc z taką radością, jak gdyby wybierali się na przechadzkę albo na wycieczkę; umiejętnie korzystając z udogodnienia, jakie stanowi kanoe j...) które pchane wiosłami, bez żadnego wysiłku, płynie tak szybko, że przy dobrej pogodzie można zrobić trzydzieści czy czterdzieści mil dziennie; niemniej jednak rzadko widzimy tych dzikich wiosłujących z taką prędkością, ponieważ dla nich te dni stanowią niekończącą się rozrywkę. Nigdy się nie spieszą. To różni ich od nas, którzy nie potrafimy nic zrobić bez pośpiechu i troski |...|” (Biard 1897: 84-85).
Oczywiście łowcy porzucają obóz, ponieważ w okolicy wyczerpały się zasoby pożywienia. Jednak upatrywanie w takim koczownictwie tylko sposobu na ucieczkę przed głodem to połowa prawdy. Pomija się bowiem fakt, że oczekiwania
” W czasie gdy powstała burżuazyjna ideologia niedoboru, co wiązało się z nieuniknioną degradacją wcześniejszej kultury, poszukiwano - i znaleziono - w naturze idealny model do naśladowania dla człowieka (lub przynajmniej robotnika), który zechciałby poprawie swój los: mrówkę, pracowitą mrówkę. Ideologia ta może się tu mylić podobnie, jak myli się co do łowców. Poniższy tekst ukazał się w „Ann Arbor News", 27 stycznia 1971 roku, pt. Dwoje naukowców twierdzi, ie mrówki są trochę leniwe (Palm Springs, Calif. AP): „Nie wszystkie mrówki są takie, jak się o nich mówi” - twierdzą dr George i Jeanette Wheelerowie,
Małżeństwo badaczy poświęciło całe lata badaniom tych stworzeń, bohaterów bajek o pracowitości.
„Widząc mrowisko, odnosimy zawsze wrażenie niesłychanej aktywności, lecz wynika to tylko stąd, że mrówek jest bardzo dużo i wszystkie są podobne - stwierdzili Wheelerowie. - Pojedyncza mrówka spędza dużą część czasu po prostu próżnując. Co gorsza, robotnice, które wszystkie są samicami, spędzają dużo czasu na mizdrzeniu się”.
dotyczące bardziej zielonych pastwisk w innym miejscu na ogół nie zawodzą. W rezultacie ich wędrówki tak pozbawione są niepokoju, że przypominają raczej wyprawy na piknik nad Tamizę.
Poważniejsze problemy są przyczyną częstej i pełnej irytacji obserwacji dotyczącej pewnego „braku przewidywania” pośród łowców i zbieraczy. Zawsze zorientowany na teraźniejszość, pozbawiony „nawet przelotnej myśli czy troski o to, co może przynieść następny dzień” (Spencer, Gillen 1899: 53), myśliwy niechętnie gromadzi zapasy, nie potrafi także przewidywać i przygotować się na możliwe zagrożenia. Przyswoił sobie postawę rozmyślnej niefrasobliwości, która przejawia się w dwóch komplementarnych cechach.
Pierwsza to rozrzutność: skłonność do spożywania wszystkich zgromadzonych zasobów, także w obiektywnie trudnych okresach, „jak gdyby zwierzyna, na którą mieli polować, była zamknięta w oborze" - jak powiedział LeJeune o Montagnais. Basedow zaś napisał o rdzennych Australijczykach, że ich dewizę „można ująć następująco: jeżeli jest mnóstwo jedzenia dzisiaj, nigdy nie troszcz się o jutro. W myśl tego aborygen ucztuje, dopóki starcza mu pożywienia, zamiast spożyć skromny posiłek teraz i zostawić coś na potem” (1925: 116). LeJeune uważał nawet, że Montagnais posuwają się w tym zakresie do ekstrawagancji grożących katastrofą: «
„Mimo że przeżywaliśmy okres głodu, jeżeli mój gospodarz schwytał dwa, trzy lub cztery bohry. natychmiast, bez względu na to czy był to dzień, czy noc, wydawał ucztę dla wszystkich okolicznych dzikich. A tamci ludzie, jeżeli również coś złapali, wyprawiali ucztę w tym samym czasie: w ten sposób, wstając od jednej biesiady, szedłeś na drugą, a czasami nawet na trzecią i czwartą. Powiedziałem im. że nie planują dobrze i że lepiej byłoby zrobić zapasy na przyszłe dni. co uchroniłoby ich przed głodem. Śmiali się ze mnie. «Jutro - powiedzieli - zrobimy następną ucztę z lego, co złapiemy». Jednakże znacznie częściej chwytali oni jedynie zimno i wiatr" (LeJeune 1887: 281-283).
Życzliwi autorzy tych opisów próbowali racjonalizować tę oczywistą nieprak-tyczność. Sądzili, że głód odebrał tym ludziom rozum: objadają się do nieprzytomności, ponieważ są wygłodzeni i wiedzą, że wkrótce znowu dopadnie ich głód. Może jednak zapraszając wszystkich na ucztę, która pochłonie zasoby, człowiek postępuje zgodnie ze społecznym wymaganiem, które nakazuje dzielenie się. Doświadczenie LeJeune'a mogłoby potwierdzić każdą z tych możliwości, lecz sugeruje również trzecią: że Montagnais mają swoje własne wytłumaczenie. Nie martwią się, co przyniesie następny dzień, ponieważ jeżeli o nich chodzi, przyniesie mniej więcej to samo: „następną ucztę”. Niezależnie od tego, które z tych wyjaśnień jest prawdziwe, trzeba wziąć pod uwagę pewność siebie przy ocenie rozrzutności łowców. Co więcej, musi ona mieć jakieś podstawy, gdyż jeżeli łowcy-zbieracze naprawdę przedkładają żarłoczność nad zdrowy ekonomiczny rozsądek, to nigdy nie przetrwaliby, aby stać się prorokami tej nowej religii.
Druga, obok rozrzutności, uzupełniająca cecha wynika z niepowodzenia w gromadzeniu nadwyżek pożywienia i nieznajomości sposobów jego prze-